Krzysztof Struziak

„Daję Wam ostatni rozkaz” 

O podziemiu niepodległościowym w powiecie dąbrowskim

Powojenna konspiracja niepodległościowa była do czasu powstania NSZZ Solidarność w 1980 r. najliczniejszą formą zorganizowanego oporu społeczeństwa polskiego wobec narzuconej władzy. W okresie największej aktywności zbrojnego podziemia, działało w nim bezpośrednio 150-200 tysięcy konspiratorów. Kolejnych kilkaset tysięcy stanowili ludzie zapewniający partyzantom aprowizację, wywiad, schronienie i łączność. Doliczyć trzeba jeszcze około dwudziestu tysięcy uczniów z podziemnych organizacji młodzieżowych, sprzeciwiających się komunistom. Łącznie daje to grupę ponad pół miliona ludzi tworzących społeczność „Żołnierzy Wyklętych”1.  Działacze niepodległościowi byli świadomi jaką cenę mogą zapłacić za walkę z totalitarną dyktaturą. Wyzwanie podejmowali z pełną odpowiedzialnością i w przekonaniu, że „wyzwolenie” przez Armię Czerwoną niczego nie zmieniło, że nadal należy walczyć o utraconą w 1939 r. niepodległość. Wielu żołnierzy, którzy w konsekwencji rozwiązania AK utracili łączność ze strukturami ogólnopolskimi, nie zaprzestało walki. Wypełniali wolę gen. Leopolda Okulickiego, który rozwiązując podziemne wojsko, zwrócił się do swych podkomendnych: „Żołnierze Armii Krajowej! Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu odzyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. […] W tym działaniu każdy z Was musi być dla siebie dowódcą”2.

Żołnierze z powiatu dąbrowskiego wypełnili ten rozkaz z honorem..

„Dnia 15 I 1945 r. wielka strzelanina z tamtej strony Wisły. Na Wiśle lód. Na stacji kolejowej pożar i wielkie detonacje. Niemcy opuszczają nasze strony niszcząc wszystko. Czekamy wysiedlenia i nieszczęścia. Ostatnie oddziały wojsk niemieckich, osadzone z naszej strony wału Wisły, strzelają na tamtą stronę. Tam już wojska sowieckie – zapisał w Kronice Parafialnej proboszcz mędrzechowski”3. Następnego dnia, jak zanotował w Kronice Szkolnej, kierownik szkoły z Wólki Mędrzechowskiej,: „około godziny 1000 do wsi wkroczyły wojska radzieckie. W pierwszej chwili ludność odetchnęła swobodniej, ale na chwilę gdyż trzeba było się mieć na baczności przed napadami rabunkowymi poszczególnych żołnierzy sowieckich. Trwało to jednak niedługo, gdyż oddziały te poszły dalej”4. Natomiast członek AK, żołnierz placówki „Malwina” por. Leon Ziętara z Mędrzechowa, napisał we wspomnieniach:

Świt przyniósł nam odgłosy ruskiej mowy. Pierwsze patrole ubrane w białe kombinezony ochronne ukazały się zza zakrętu od Szczucina. Za nimi ciągnęła armia luzem w szarych poszarpanych od kul szynelach i watowanych kufajkach. Na nogach mieli przeważnie wołowate walonki. Wylękła ludność spoglądała zza płotów i rogów chałup. Ciekawsi i odważniejsi wylegli na ulice i rozpoczynali nieśmiało rozmowę. Żołdactwo zdejmowało przed niemi korzuszane czapki i pokazywali, że nie mają rogów. W kościele po raz pierwszy od wielu lat zabrzmiała samorzutnie pieśń Boże coś Polskę i rozległa się dalekim echem po polskiej niwie. Miraż wolności rozbłysnął i rozjaśnił mroczne chaty. Na jak długo to przyszłość pokaże5.

Okazało się niestety, że niedługo.          

Zaraz po przejściu frontu władzę polityczno-wojskową w powiecie dąbrowskim, objęła sowiecka Komenda Wojenna z kapitanem Myslinem na czele. W dn.19 stycznia 1945 r., do Dąbrowy Tarnowskiej przybyła z Rzeszowa tzw. grupa operacyjna Wojska Polskiego pod dowództwem Edwarda Czyża, z zadaniem nawiązania kontaktów z ujawniającymi się działaczami partii politycznych i stronnictw, a także udzielania im pomocy w tworzeniu zrębów nowej władzy polityczno-administracyjnej6. Tymczasem, z meldunku pochodzącego ze Świdrówki kapitana Franciszka Wiatra ps. „Duch” z dn. 24 I 1945 r., dowiadujemy się, że krasnoarmiejcy  od razu przystąpili do działań represyjnych. „Administracja i zarządzenia sowieckie idą w kierunku odebrania sprzętu radiowego, broni i amunicji, rejestracji ludności, w szczególności mężczyzn. Stosunek do AK zdecydowanie wrogi. Kontyngenty zbożowe dla zalegających i kontyngenty mleka oraz robocizna są awizowane pod ostrymi rygorami. Obecnie w gminach i miasteczkach organizują się władze administracyjne z elementów lewicowych lub obojętnych a w jednym wypadku d-ca placówki został mianowany komendantem gminnej milicji. Zapowiedziano na zebraniu sołtysów i wójtów wolne wybory do milicji i sołtysów, jednak nie dopuszcza się wolności słowa, a nawet cienia opozycji” – pisał w raporcie F. Wiatr7.

W tym samym czasie (18 I) przywieziono także grupę funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej [MO] z województwa lubelskiego pod dowództwem ppor. Zbigniewa Jańczuka, członka Batalionów Chłopskich [BCh]. Jego zadaniem było zorganizowanie posterunków milicji na terenie powiatu, a sam Jańczuk został mianowany komendantem powiatowym MO. Ten zatrudnił początkowo ludzi bez kwalifikacji, w większości złodziei i degeneratów, a dopiero gdy zorientował się co do wartości tych „ochotników” i ich przydatności, sięgnął po byłych policjantów i żołnierzy, którzy nie splamili się współpracą z okupantem8. Preferowani byli także robotnicy folwarczni i chłopi małorolni, a także reemigranci. Początkowo kandydaci przychodzili z własną bronią, a dopiero później grupa zdobywała broń, najczęściej po rewizjach od osób prywatnych.

Struktura tej formacji wyglądała następująco:

Komendant Powiatowy - ppor. Zbigniew Jańczuk

Zastępca - Tadeusz Nawrot

Kierownik kancelarii - sierż. Franciszek Kwarta

Kierownik Referatu Śledczego - Stanisław Zieliński

Kierownik Referatu Personalnego-Ludwik Tymotki

Kierownik Referatu Gospodarczego - Józef Rzeszutko

Dowódca plutonu - st. sierż. Stanisław Panek

Zastępca - kpr. Wacław Zielonka9.

Milicjanci chodzili w ubraniach cywilnych, a ich znakiem rozpoznawczym były biało-czerwone opaski na rękawach. Służba ta dawała władzę i wpływy w terenie oraz chroniła przed poborem do służby wojskowej, do której, mimo tego co głosiła oficjalna propaganda, wcale wielu chętnych nie było10. Z tych powodów np. dowództwo AK nakazywało wręcz wstępować swoim żołnierzom do MO. Wyrażano przekonanie, że chociaż nie można polegać na zapewnieniach PKWN, wszyscy partyzanci powinni wstąpić do milicji, aby uniemożliwić jej opanowanie przez komunistów. „Mając broń zawsze będziemy mogli jej użyć w obronie kraju - a nie wiadomo, czy po spotkaniu armii ZSRR i USA nie dojdzie do nowej wojny” – miał przekonywać żołnierzy d-ca placówki „Malwina”.

Kiedy wojna się miała ku końcowi Bolesław Babula, Bronisław Węgiel, profesor Mleczko i późniejszy mój mąż Stanisław Świerzb (wszyscy byli członkami AK) przygotowywali się do ucieczki na Zachód. Mieli uciekać przez front do Niemiec i dalej na Zachód.. Mój mąż dostał wtedy rozkaz od pułkownika z AK (Nazwisko nie znane) [chodzi zapewne o ppłk Stanisława Musiałka-Łowickiego11-przyp. KS],  aby się zgłosił do Powiatowej Komendy Milicji w Dąbrowie Tarnowskiej z kandydaturą na powiatowego komendanta milicji. Po dostaniu rozkazu mój mąż zrezygnował z ucieczki i zgłosił się na komendę milicji, gdzie został przyjęty bez problemu. Jak mi opowiadał juz w USA, bo w Polsce nic o tym nie wiedziałam […] wdrożył się w pracę szkolenia nowych milicjantów poznając przy tym ludzi, regulaminy itd.” – wspominała Zofia z domu Misiaszek żona Stanisława Świerzba12.

 Poza S. Świerzbem do służby na placówce w Dąbrowie zgłosili się i inni członkowie AK i BCh, tj. Antoni Bernat, Michał Misiaszek, Mieczysław Wójcik, Stanisław Ząbek13.

Milicjanci w zamyśle dowództwa AK, mieli także chronić ludność przed masowymi kradzieżami, o których świadczą liczne relacje mieszkańców gminy powiatu dąbrowskiego. Były tak powszechne, że ministerstwo Aprowizacji i Handlu w dn. 30 czerwca 1945 r., zmuszone zostało do wydania wytycznych w sprawie postępowania w wypadku kradzieży dokonywanych przez oddziały Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, które nazwano „zajściami”: „Niejednokrotnie zdarzają się wypadki zajść i nieporozumień (rekwirowanie zboża, zajęcia magazynów itp.) z oddziałami wojsk zarówno Armii Czerwonej jak i Wojska Polskiego, w toku których zwracają się poszczególne Urzędy Wojewódzkie do Ministerstwa o interwencję, przy czym zadawalają się tylko podaniem rodzaju broni odnośnego oddziału” – czytamy w poufnej notatce Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie14.

Wójt Gminy Szczucin pismem z dnia 13 lipca 1945 roku w związku z przemarszem Armii Czerwonej obawiając się masowych wystąpień, wprowadził zakaz sprzedaży napojów alkoholowych, aż do odwołania15. Dwa miesiące później poinformowano gminy o utworzeniu Biura Zażaleń, „wobec dokonywania bezprawnych rekwizycji i nadużyć oraz zdarzających się gwałtów, rabunków i zabójstw dokonywanych przez osobników w mundurach Wojska Polskiego i Armii Czerwonej, zachodzi konieczność zdecydowanego przeciwstawienia się takiemu postępowaniu – czytamy w piśmie z dn. 15 IX 1945 r.16.

        Tabela 1.

Ziemiopłody i inwentarz żywy zrabowany przez Armię Czerwoną w 1945 roku na terenie gminy Szczucin.

Gromada

Zboże

Zboże

Ziemniaki

Buraki

Trzoda ch.

Bydło,

Owce,

kozy

Konie

Drób

Siano,

słoma

Drzewo

q

kopy

q

szt.

szt.

szt.

Szt.

stogi

m3

Borki

-

-

20

-

1

3

-

11

-

Brzezówka

-

-

-

-

-

5

-

10

-

Dąbrowica

-

-

-

-

-

5

-

-

-

Lubasz

-

-

-

-

-

6

-

-

-

Łęka Szcz

1

2

268

-

-

1

-

3

7

Łęka Żab.

-

-

-

-

-

2

-

-

-

Słupiec

2

2846

5906

148

65

31

2492

20

35

Świdrówka

-

-

53

-

-

-

-

11

25

Wola Szczucińska

61

-

133

-

-

6

 

29

50

Zabrnie

-

-

-

-

2

9

-

-

10

Razem

64

2848

6380

148

68

68

2492

84

127

Źródło: APT, AGS, sygn. Gm. Sz. 26.

Oprócz tego nie licząc pojedynczych kradzieży, w całej gminie zrabowano około 15900 zł gotówką, 34 wozy konne, 15 uprzęży, 21 par butów, 10 zegarków, 6 szt. biżuterii, 50 ubrań męskich, 10 sukni damskich, 8 par bielizny, 50 m płótna,  3 rowery, 2 maszyny do szycia, narzędzia stolarskie, harmonię, 4 ule, 20 kg tytoniu 50 kg soli, 4 kg cukru i inne.  W kilku domach (Świdrówka, Łęka Szczucińska, Wola Szczucińska, Słupiec) skradziono sprzęt kuchenny, rozbito drewniane łóżka szafy i kredensy. W Lubaszu i Dąbrowicy pobito dotkliwie 2 gospodarzy, którzy sprzeciwili się jawnej kradzieży i rozbojowi w biały dzień17.

Fragment listy „rabunków” sporządzonej przez UG w Szczucinie18.

Z początkiem maja 1945 r. mieszkańców powiatu zelektryzowała wiadomość, że Armia Czerwona ma pędzić przez ich teren bydło rogate. Był to przyjęty przez „wyzwolicieli” zwyczaj, że za swoje zasługi sami bardzo często odbierali nagrodę, właśnie w postaci bydła, które nawet pojedynczy żołnierze gnali do ZSRR. Jak  pisze M. Żychowska,  „referent gminny Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego [PUBP], Józef Bielaszka, odnotował 10 maja 1945 r. wiadomość, że ludność zamierza, przy przewozie Wisła-Szczucin, odebrać krowy pędzone z Pacanowa. Protokół innego funkcjonariusza mówił o wielkiej liczbie uzbrojonych osób za Wisłą, w pełni zorganizowanych i zdolnych do odebrania sowietom bydła. Sprawa wywołała tak wielkie wzburzenie, że w czerwcu doszło do konfliktu politycznego między członkami komisji ds. kontyngentu, w czasie którego milicjant Józef Gwóźdź, zastrzelił członka Polskiej Partii Robotniczej [PPR], Kwapienia i zbiegł”19. Wobec takich wyczynów, byli partyzanci podjęli próbę samoobrony. Dowodem może być ogłoszenie, które zostało umieszczone na słupie obok kościoła w Dąbrowie Tarnowskiej:

Wobec coraz częstszych napadów i rabunków dokonywanych przez szumowiny społeczne z bronią w ręku i nieudolności władz bezpieczeństwa zajętych - podobnie jak okupant niemiecki - śledze­niem i zwalczaniem członków organizacji podziemnych, których zadaniem jedynym była walka z okupantem i które nie są w stanie opanować sytuacji, społeczeństwo musi sięgnąć do jedynego środka, pozostającego mu do dyspozycji, a mianowicie do samoobrony. Ostrzega się przeto, że każdy przychwycony na gorącym uczynku rabun­ku, względnie kradzieży - karany będzie śmiercią. 16 czerwca 1945 r. Wyzwolenie20.

W tym okresie rzeczywiście wielu członków AK z powiatu dąbrowskiego na polecenie zwierzchników znalazło się w szeregach milicji, co nie podobało się członkom PPR. Jak pisze A. Skowron, „bliskie stosunki dąbrowskich milicjantów z lokalną społecznością bardzo szybko stały się przedmiotem krytyki ze strony Komitetu Powiatowego Polskiej Partii Robotniczej. Komuniści donosili, że MO nie wykonuje swoich zadań z powodu braku dyscypliny w wykonywaniu obowiązków. Głównym powodem powyższego stanu była znajomość i bliskie kontakty ze społeczeństwem. Opinia ta kontrastowała z oceną działalności UB: Bezpieczeństwo pracuje intensywnie i jako takie z ramienia partii zasługuje na uznanie”21.

Już w kwietniu nastąpiła zmiana komendanta MO. Na miejsce Jańczuka mianowano Ludwika Borowskiego, byłego dowódcę samodzielnej kompanii Armii Ludowej [AL.] ps. „Chyla” z lasów parczewskich na Lubelszczyźnie. Zgodnie z rozkazem organizacyjnym z 11 kwietnia 1945, utworzono Komendę Powiatową MO w Dąbrowie Tarnowskiej oraz posterunki w powiecie. Powstało ich dziesięć w miejscowościach: Dąbrowa - miasto, Dąbrowa - wieś, Bolesław, Gręboszów, Mędrzechów, Otfinów, Radgoszcz, Szczucin, Wietrzychowice, Żabno.

 

 „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2008, nr 1-2.

Milicjanci zostali zobowiązani do udziału we wszystkich akcjach represyjnych, jakie stosowało sowieckie NKWD i polskie UB. Jeszcze jednak w 1946 roku władze nie mogły być w 100% pewne zachowania milicjantów. Dopiero tak około przełomu lat 1946/47, po gruntownych czystkach, szkoleniach ideologicznych i na skutek „polityki częstych przenosin”, szeregi MO „zostały oczyszczone z elementu reakcyjnego”, ale pracy policyjnej dopiero się uczyli. Przykładowo, na 15. milicjantów w gminie Szczucin, żaden nie posiadał średniego wykształcenia.  Dziewięciu legitymowało się siedmioma klasami szkoły powszechnej, trzech miało ukończone 6 klas, dwóch 4 klasy (w tym komendant) a jeden 3 klasy. Wszyscy przed wojną pracowali fizycznie, czyli dla ówczesnej władzy byli „poprawni politycznie”. Było więc po dwóch cieśli, flisaków, rolników i robotników rolnych (Borki), jeden robotnik kolejowy, młynarz, szofer, piekarz, magazynier i murarz.  Dziesięciu zamieszkiwało w Szczucinie, dwóch w Borkach i po jednym w Świdrówce, Lubaszu i Łęce Szczucińskiej. Tylko siedmiu przed wojną odbyło służbę wojskową, którą z najwyższym stopniem plutonowego ukończył z-ca komendanta. Większość (10) nie należała do żadnej partii politycznej, po dwóch do SL i PPS i jeden do KPP22. Ostatecznie w 1949 (po rozkazie min. Radkiewicza) milicja została oczyszczona z ,,elementów sanacyjnych, reakcyjnych i drobnomieszczańskich”, ale i tacy funkcjonariusze potrafili się skompromitować, np publicznie upić i dać rozbroić. Obok sadystów, zdrajców, wywłok moralnych znajdowali się jednak w szeregach milicji ludzie, którzy zmęczeni wojną chcieli normalnie żyć.

Równocześnie ze Z. Jańczukiem przybyła do Dąbrowy 5 osobowa grupa z por. Tadeuszem Andrusiewiczem na czele, z zadaniem utworzenia Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego [PUBP]23. W budynku przy ul. 1 Maja, gdzie urzędował wcześniej zesłany do ZSRR burmistrz Łukasz Staśko, umieściła swoją kwaterę sowiecka Komenda Wojenna. Natomiast „polski” organ nowej władzy, PUBP, zajął najpierw pocztę, a następnie od 28 kwietnia 1945 r. dzielił budynek z KP MO. Celem zasadniczym PUBP było zorganizowanie represji przy pomocy NKWD i zastraszenie społeczeństwa przez wprowadzenie nieprawdopodobnego terroru24.

Tabela 2.

Obsada personalna PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej w latach 1945-1949

Kierownicy/szefowie

Zastępcy

Personalia, stopień

Okres sprawowania funkcji

Personalia, stopień

Okres sprawowania funkcji

Tadeusz Andrusiewicz s. Maksymiliana - bs./por.

13 (18) I-l IX 1945

Jan Łachut s. Sebastiana - ppor.

8 II-V 1945

Józef Puła s. Józefa - sierż.

IX 1945-1 II 1946

Wojciech Pacanowski s. Jana - b.d.

IV-12 V 1945

Ignacy Kiełbasa s. Michała - plut/por.

(I) 1 II 1946-4 III 1947

Ignacy Kiełbasa s. Michała - kpr./plut.

19 VI 1945-1 II 1946

Henryk Kowal s. Jana - chor.

p.o. 3 III-l XI 1947

Roman Rubacha s. Wincentego - st. sierż.

31 XII 1945-31 III 1947

Czesław Kowalczyk s. Aleksandra - ppor/por.

p.o. 1 III 1948-15 XI 1949

Bolesław Dudek s. Wincentego - chor.

3 XII 1946-1 V 1947

-

-

Czesław Kowalczyk s. Aleksandra - ppor/por.

1 III 1948-15 XI 1949

Źródło: W. Frazik, F. Musiał, M. Szpytma, M. Wenklar, Ludzie bezpieki województwa krakowskiego 1945-1990, Kraków 2007, s. 64-65.

Każdy z referatów nastawiony był na czujność wobec wroga politycznego czy klasowego, musiał więc mieć pełne rozeznanie w tym zakresie. Dlatego  bardzo ważne było posiadanie sieci agenturalnej, werbowanej przez funkcjonariuszy UB przez poszczególną komórkę oddzielnie. Referent przygotowywał co jakiś czas dokładne sprawozdanie, według specjalnego kwestionariusza, z działalności na własnym terenie. Najważniejszym jednak osiągnięciem każdego kierownika referatu czy sekcji było pozyskiwanie agentury, która prowadzona była na początku w celu rozeznania, co robią byli żołnierze AK czy działacze WiN, w dalszej kolejności - członkowie PSL. W przypadku żołnierzy AK i WiN prowadzono „sprawy obiektowe” o kryptonimach Akademia [AK] i Wino [WiN]. Ponieważ teren Powiśla był bardzo dobrze zorganizowany w czasie okupacji niemieckiej, gdzie rozbudowane były struktury AK i BCh, przez kilka kolejnych powojennych lat funkcjonariusze UB przejawiali wzmożoną aktywność, interesując się byłymi żołnierzami i szukając ich nawet na tzw. Ziemiach Odzyskanych.

T.  Andrusiewicz  i J. Łachut – pierwsze kierownictwo PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej

Oprócz funkcjonariuszy PUBP organizujących sieci agenturalne w każdym referacie, funkcje informatorów oficjalnych sprawowali referenci gminni. Także oni sporządzali sprawozdania, podając liczbę referentów terenowych, spraw wstępno-agenturalnych, aresztowanych, stan sieci, ilość lokali kontaktowych, ilość dokonanych werbunków, plany spotkań, liczbę odbytych spotkań, otrzymanych doniesień, zerwanych spotkań, przekazanych doniesień, sprawy środowiskowe itp.25. W późniejszych latach miesięczne sprawozdania o stanie bezpieczeństwa w gminie wysyłali do starostwa w Dąbrowie wójtowie.

Informacja o stanie bezpieczeństwa w gminie Mędrzechów za miesiąc styczeń 1949 r. [ANT]

Ci jednak, by nie być krytykowanym za nieudolność, oceniali je zwykle dobrze. Przykładowo, według sprawozdania wójta, o stanie bezpieczeństwa na terenie gminy Mędrzechów ze stycznia 1949 r., dowiadujemy się, że „w Odmęcie członkowie SL nie chcą współpracować z członkami PZPR, a szczególnie Antoni Świąder i Tadeusz Nowakowski”26. W następnym miesiącu wójt donosi, że „na terenie gminy działają organizacje polityczne PZPR, SL, a w PSL jest tylko 1 członek. Współpraca międzypartyjna na terenie gminy układa się pozytywnie wszelkie prace są podejmowane wspólnie. Ludność do władz i zarządzeń jest ustosunkowana pozytywnie27.

W jednym z raportów PUBP przyznano, że mjr Stanisław Imiołek zalecił ostrożnie postępować z ludowcami, ale szef T. Andrusiewicz uważał, że „czułością nie da się zabrać chłopom broni […] tu wszystko jest pod wpływem ludowców i to reakcyjnych”28. I rzeczywiście, ludność masowo ukrywała broń, o czym świadczy fakt, że jeszcze w kwietniu 1949 r. podczas rewizji w jednej z zagród znaleziono rewolwer i aresztowano gospodarza, a w Pole tekstowe:  
Ignacy Boduch [Baszak]
trakcie akcji „rozbrojenia wsi” (w czerwcu 1949 r.), oddano milicji 2 karabiny, w tym 1 maszynowy29. WSUW w Szczecinie (widocznie podejrzany uciekł na Ziemie Zachodnie) prowadził natomiast dochodzenie numer 1003 dotyczące nielegalnego przechowywania broni palnej w okresie od grudnia 1948 r. do stycznia 1949 r. na terenie gromady Wójcina30.

Narzucany siłą ustrój oraz uzależnianie Polski od ZSRR powodowały niezadowolenie i opór społeczeństwa: „Następują aresztowania ważniejszych osobistości spośród członków dawnej Armii Krajowej lub przeciwników politycznych, parcelacji gruntów, upaństwowienia lasów itp.” - zanotował w Kronice Parafialnej proboszcz z Wólki Mędrzechowskiej. I rzeczywiście, już na trzeci dzień po objęciu stanowisk przez „władzę ludową” zatrzymano w Dąbrowie 14 osób, w tym burmistrza Ł. Staśkę i członka Komendy Obwodu AK Oresta Bałkę, wymienianego już d-cę oddziału, który w 1944 r. wykonywał zadania w ramach planu „Burza”. Po 2 dniach załadowani zostali na samochód i wywiezieni do Krzeszowic, skąd, wraz z innymi więźniami, pod silną eskortą zostali przepędzeni do więzienia na Montelupich w Krakowie. Dwa tygodnie później, gdy więzienie zostało zapełnione „bandytami”, samochodami ciężarowymi przetransportowano ich na krakowski dworzec, załadowano do towarowych wagonów i wywieziono na wschód31.

W cytowanym już meldunku sytuacyjnym ostatniego komendanta Obwodu AK w powiecie dąbrowskim, kpt. Franciszka Wiatra „Ducha” z 24 stycznia 1945 r., omawiającym sytuację po wkroczeniu Armii Czerwonej, oprócz informacji o zarządzeniach administracyjnych, czytamy również, że „w związku z powyższymi faktami oraz rabunkami dokonywanymi przez żołnierzy sowieckich, nastroje ludności minorowe. Obecnie swoboda ruchu jeszcze istnieje, jednak zarządzenia idą w kierunku ograniczeń i zacieśniania śruby penetracyjnej. Entuzjastów liczba maleje z każdą godziną, w jej miejsce przychodzi bierność, apatia i niepokój przed przyszłością i jeszcze nieznanymi metodami okupanta. Trudność ukrycia się na własnym terenie poważnie wzrosła, ze względu na nie ujawnienie nowych konfidentów i posiadany już obszerny materiał przez NKWD”32.

Pole tekstowe:  
Alojzy Gadziała

Przykładowo, w dn. 25 lipca 1945 r. w Odmęcie został zastrzelony przez funkcjonariuszy PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, d-ca drużyny AK plutonu 314 (pod dowództwem ppor. L. Ziętary i M. Klimaja) w placówce „Malwina” Ignacy Boduch ps. „Tarzan”, który, jak podaje Z. Baszak, został zdradzony przez swego kolegę Alojzego Gadziałę33.

Jak pisze M. Żychowska:

Ze zbieżnych zeznań świadków wynika, że między 22 a 25 lipca 1945 r. zabudowania mieszkającej w sąsiedztwie Władysławy Topór rodziny Bodu­chów, zostały otoczone przez funkcjonariuszy milicji w liczbie 7. Po chwili, z otoczonego domu, wyskoczył Ignacy Boduch, który wpadł do przydrożnego rowu i zaczął uciekać. Próbujący go zatrzymać funkcjonariusze milicji, zaczęli strzelać w jego kierunku. Jeden z tych funkcjonariuszy, Alojzy Gadziała z Lu­basza, który był szkolnym kolegą pokrzywdzonego, postrzelił go w kolano, unie­możliwiając mu dalszą ucieczkę. Do leżącego Boducha dobiegli ścigający go milicjanci, a następnie oddali do niego od 14 do 41 strzałów z broni palnej. Nieżyjącego już pokrzywdzonego, dodatkowo okaleczyli kopnięciami w twarz34.

Ta sama autorka kontynuując wątek przytacza treść raportu PUBP:

25 lipca 1945 r. o godz. 8 rano PUBP w Dąbrowie Tarnow­skiej przeprowadził akcję przeciw bandytom grasującym na tamtejszym terenie. W wyniku akcji został zabity Boduch Ignacy - znany niebezpieczny bandyta. Przy zabitym znaleziono 1 pistolet typu Parabellum Nr 580 oraz dwa magazynki. W następnych raportach PUBP wyjaśnia, że Boduch był uzbrojony i ostrzeliwał się uciekając, o czym nie było mowy w pierwszym meldunku. W ten sposób przypisywano sobie za­sługi w likwidacji bandytów, których nie było […] istnieje też rozbieżność co do dat śmier­ci. Józef Boduch zeznał, że stryj został otoczony w stodole a był bez broni. Nie chciał oddać się żywcem w ręce UB, więc podjął próbę ucieczki. Uciekał właśnie tą drogą do kolegów na Laskówkę. W odległości około 30 metrów od domu rodzinnego, został postrzelony w kolano tak, ze wyskoczyła mu rzepka […] Potem został dobity, tzn. oddano od niego kilkanaście strzałów; serię w klatkę piersiową. Aniela Łopata z Laskówki podawała mu wodę, bo o nią prosił, ale UB nie dopuściło jej już z tą wodą do Ignacego […] Po jego śmierci przyszli do domu jak mówiła babcia i zabrali całą jego odzież, nigdy jej nie oddali […] Do domu przywiózł ciało Ignacego jego kolega, Antoni Łopata z Odmętu - obecnie już nie żyje. Babcia mówiła, że otrzymał kilkanaście strzałów w klatkę piersiową tak, że plecy były przedziurawione. Twarz była zmasakrowana w okolicach czoła od uderzeń kolbami. Stryja pochowano na cmentarzu w Szczucinie35.

W „Raporcie” PUBP z 10 sierpnia 1945 r., dotyczącym śmierci I. Boducha znajduje się fragment, który świadczy, że konfidenci (już w tym okresie) doskonale wypełniali swoją rolę.

Po zastrzeleniu Boducha z Odmętu gm. Mędrzechów, który jako bandyta posiadał broń, a w czasie gdy funkcjonariusze bezpieczeństwa chcieli go ująć, wówczas on zaczął się ostrzeliwać z tejże - w tych okolicznościach musiał zginąć - w związku z tym wypowiedział się Witaszek Wojciech z Załuża w ten sposób: „Tak się mówiło, że zbrodnicza ręka robiła w czasie okupacji. To samo znów jest teraz - w wolnej i niepodległej Polsce. W czasie odbywającego się zebrania u ob. Wdowiaka w Szczucinie, w rozmowie na temat powyższy, odgra­żali się w ten sposób, że ci, którzy tego dokonali, muszą zginąć36.

W dn. 2 września 1945 r. powołano w Warszawie organizację, która po kilku zmianach, przyjęła nazwę Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość” [WiN]. Z założenia miała to być organizacja cywilna, niepodległościowa, realizująca cele polityczne bez uciekania się do walki zbrojnej. W zamian propagowano wśród ludności postawę jawnego oporu cywilnego, polegającego na masowym i aktywnym udziale przedstawicieli społeczeństwa w życiu publicznym, celem ograniczenia szkodliwości działań komunistów i ich sojuszników. Pomimo, że większość działaczy WiN wywodziła się z AK, zrezygnowano z używania stopni wojskowych. WiN posiadał także swoje struktury w powiecie dąbrowskim. Na bazie siedmiu placówek AK (Radgoszcz „Danuta”; Gręboszów „Genowefa”; Mędrzechów-Bolesław „Malwina”; Radłów „Rozalia”; Szczucin „Stanisława”; Wietrzychowice „Wiesława”; Żabno-Otfinów „Zofia”)37, powstało osiem placó­wek WiN (Dąbrowa Tarnowska, Mędrzechów, Szczucin, Gręboszów, Otfinów, Żabno, Wietrzychowice, Radłów-Szczurowa), a w toku organizacji były kolejne dwie (w Bole­sławiu i Radgoszczy).

Kierował nimi najprawdopodobniej początkowo kpt. Zbigniew Rogawski ps. „Tomek”, pełniący jednocześnie funkcję zwierzchnika struktur poakowskich dawnego Inspektoratu AK Tarnów. Po nim od kwietnia do października 1946 r. funkcję kierownika Rady przejął chor. Jan Woźny ps. „Burza”, a następnie po jego aresztowaniu kpt. Emil Kozioł ps. „Juhas” (listopad 1946 - kwiecień 1947 ) i st. sierż. Stanisław Chrabąszcz ps. „Sroka” (maj - sierpień 1948). W strukturze organizacyjnej Rady Powiatowej WiN w Dąbrowie Tarnowskiej utworzono 3 Rejony, w których skład wchodziło 10 placówek gminnych:

Rejon I - Dąbrowa Tarnowska (miasto i gmina), Mędrzechów, Szczucin. Kierownik - plut. Piotr Prażuch „Pietrek”. .

Rejon II - Gręboszów, Otfinów, Żabno. Kierownik Rejonu - plut. Władysław Witkowski „Włodek”.

Rejon III - Wietrzychowice, Radłów, Szczurowa. Kierownik Rejonu - Jan Pęcak „Rymski”.

Placówki WiN:

Dąbrowa Tarnowska miasto, krypt. „KG-I”. Kierownicy - kpt. Jan Kowal, Jan Gałoński „Cygan”.

Gręboszów, krypt. „KG-2”. Kierownik Stanisław Biskup „Gniewosz”.

Otfmów, krypt. ,,KG-3”. Kierownik- Franciszek Trela „Czarny”.

Żabno, krypt. ,,KG-4”  Kierownicy - Tadeusz Musiał ,,Zarys”, Józef Tylmanowski

Wietrzychowice, krypt. „KG-5”. Kierownicy- kpt. Emil Kozioł „Juhas”, Franciszek Wojciechowski „Zwinny”.

Mędrzechów, krypt. ,,KG-6”. Kierownik Piotr Prażuch „Pietrek”.

Bolesław, krypt. „KG -7” (bez obsady kadrowej).

Szczucin, krypt. „KG-8”. Kierownik - kpr. Władysław Filipski „Gałązka”.

Radgoszcz, krypt. „KG-9” (bez obsady kadrowej).

Dąbrowa Tarnowska gmina, krypt. ,,KG-10”. Kierownicy - kpt. Jan Kowal, Jan Gałoński „Cygan”38.

Na przełomie roku 1946 i 1947 w wyniku zdrady nastąpiły aresztowania. Zatrzymano wtedy Jana Woźnego, Ludwika Ryczka, Jana Gałońskiego i Piotra Prażucha. Dalsze osłabienie spowodowała amnestia z 22 lutego 1947 r., gdyż ujawnili się: Tadeusz Musiał, Władysław Witkowski, Jan Pęcak, Józef Tomal, Franciszek Trela, Jan Woźniczka, Emil Kozioł i Stanisław Biskup, których w większości wkrótce została aresztowano.

Warto wspomnieć także, że przez kilkanaście dni ukrywał się na terenie gminy Mędrzechów (obecnie Szczucin) jeden z wybitniejszych działaczy WiN Józef Zabrzeski „Przygodzki”. W latach 1947-1948 do najbliższych współpracowników J. Zabrzeskiego należeli kierownicy siatek informacyjnych: Franciszek Małecki „Luśnia” (Lisia Góra), Józef Mróz „Mirski” (Klikowa), Stanisław Pytko „Chrzanowski” (Pacanów - powiat Stopnica) oraz Stanisław Chrabąszcz „Sroka” (ostatni kierownik Rady WiN Dąbrowa Tarnowska). Gdy Zabrzeski zorientował się, że jest poszukiwany, schronił się w mieszkaniu Ireneusza Rakowskiego (ówczesnego kierownika Szkoły Podstawowej w Skrzynce), za co ten został aresztowany przez PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej w dniu 10 lutego 1949 r. Przewieziony do więzienia Montelupich w Krakowie, wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie z dnia 20 października 1949 r., został skazany na 5 lat pozbawienia wolości oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na okres trzech lat. Karę odbywał w więzieniu we Wronkach do 15 lutego 1954 r.39. Przed nim zostali zatrzymani, osądzeni i skazani przez WSR w Krakowie:

-        J. Woźny - aresztowany 3 października 1946 r. 17 marca 1948 r. na 5 lat więzienia i utratę praw publicznych i honorowych na 2 lata. Po wyjściu z więzienia pracował jako magazynier.

-        E. Kozioł - aresztowany 5 listopada 1947 r., 2 lata więzienia.

-        S. Chrabąszcz - aresztowany w dniu 17 lutego 1949 r. 30 maja 1949 r. na 12 lat więzienia i utratę praw publicznych i honorowych na 5 lat. Pomimo wniesionej rewizji wyroku Najwyższy Sąd Wojskowy [NSW] postanowieniem z 25 października 1949 r. odrzucił skargę rewizyjną. Warunkowo zwolniony 6 marca 1955 r.

-        M. Magiera - aresztowany w dniu 6 grudnia 1948 r. 30 maja 1949 r. na 7 lat więzienia i utratę praw publicznych i honorowych na 4 lata. NSW postanowieniem  z dnia 25 października 1949 r. postanowił skargę rewizyjną pozostawić bez uwzględnienia. Zwolniony 6 grudnia 1955 r.

-        P. Prażuch - aresztowany w dniu 9 stycznia 1947 r., 27 lutego t.r. na 5 lat więzienia, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na 2 lata oraz przepadek mienia na rzecz skarbu państwa.

-        W. Filipski - aresztowany 17 lutego 1949 r., 30 maja t.r. na 6 lat pozbawienia wolności i utratę praw publicznych przez 3 lata. NSW postanowieniem z dnia 25 października 1949 r. postanowił skargę rewizyjną pozostawić bez uwzględnienia. Zwolniony warunkowo 6 maja 1952 r.40.

Podporządkowany Radzie WiN Dąbrowa Tarnowska był oddział Romana Horodyńskiego „Jastrzębia”, zastępcą Horodyńskiego był Władysław Pudełek „Zbroja” – wcześniej żołnierz kolejno oddziału „Janina” i oddziału „Kolca”. Oddział WiN Horodyńskiego, nazywany niekiedy „Armią Wyzwolenia”, miał liczyć ok. 30 osób. 8 maja 1946 r., za namową Horodyńskiego, zdezerterował z posterunku MO w Borzęcinie Józef Jachimek, zabierając ze sobą karabin i amunicję. Dołączył wówczas do oddziału, przyjmując pseudonim „Stalin”. Dwa tygodnie później kierownictwo nad oddziałem przejął dwudziestosześcioletni wówczas Władysław Pudełek „Zbroja”, który – najprawdopodobniej na rozkaz Woźnego, wykonał wyrok śmierci (nie wiadomo z jakiego powodu) na Horodyńskim. Wkrótce osłabły też związki oddziału z WiN, zwłaszcza po aresztowaniu Woźnego we wrześniu 1946 r. Dołączył za to do oddziału uciekinier z więzienia w Dąbrowie Tarnowskiej - Antoni Trzepla „Krakus”, były kierownik Placówki WiN w Przybysławicach. Z racji wieku i doświadczenia uzyskał specjalną pozycję, ubecy czasem nazywali oddział „bandą Krakusa”41.

Działalność oddziału to kary chłosty na osobach związanych z reżimem, rekwizycje w instytucjach państwowych i u działaczy PPR, rozbrajanie posterunków MO - m.in. czterokrotnie rozbili posterunek w Radłowie. Czasem w wyniku akcji, czasem przypadkowego spotkania lub obrony przed obławą, w starciach z oddziałem ginęli funkcjonariusze UB - do stycznia 1947 r. dziewięciu ubeków, ze strony oddziału zginął jeden partyzant, Zbigniew Masło42.

Z ważniejszych akcji oddziału można wymienić: 14 sierpnia 1945 r. zastrzelił działacza PPR w Żabnie (Kazimierza Podoska), 27 lutego 1946 r. wykonał wyrok na funkcjonariuszu UB w Jadownikach Mokrych (Władysław Dryła), 4 kwietnia tr. zastrzelił w Odporyszowie Konstantego Wierciaka, funkcjonariusza UB, a 24 października śmierć z rąk oddziału poniósł funkcjonariusz MO z Wietrzychowic - Marian Kowalik.

Do członków grupy należeli:

Władysław Bąk „Wicher” z Borzęcina (skazany na 7 lat), Franciszek Boduch z Przybysławic ( skazany na śmierć, stracony 25 listopada 1947), Stefan Boduch z Przybysławic (skazany na śmierć, stracony 25 listopada 1947), Karol Boksa z Jadownik Mokrych, Kazimierz Curyło „Znicz” (skazany na śmierć, stracony 10 marca 1948), Mieczysław Dzik z Przybysławic, Stanisław Gofrom  ze Szczurowej, Stanisław Górak z Przybysławic (powiesił się w areszcie PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej 12 sierpnia 1947), Jan Kmieć ur. z  Radogoszczy (skazany na śmierć, stracony 12 maja 1948), Józef Kopacz „Bicz” z Borzęcina (skazany na 10 lat), Franciszek Kryzia z Woli Radłowskiej (skazany na 10 lat), Tadeusz Kryzia z Woli Radłowskiej (skazany na 3 lata), Ludwik Majcher z Jadownik Mokrych, Józef Michałowski z Przybysławic, Józef Padło z Siedlca (skazany na 4 lata), Mieczysław Pudełek z Borzęcina (zastrzelony 28 grudnia w zasadzce UB), Franciszek Rogóż z Borzęcina, Edward Rudziński z Siedlca (skazany na 8 lat, po zwolnieniu w 1953 działał w podziemiu na Śląsku, skazany na 10 lat), Józef Sikora (zastrzelony 28 grudnia 1948 w zasadzce UB-KBW), Antoni Trzepla „Krakus”, (skazany na śmierć, stracony 16 kwietnia/czerwca? 1948), Józef Urban z Jadownik Mokrych (zginął 5 listopada 1946 w Borzęcinie podczas akcji UB-WP), Tadeusz Ziejka z Radłowa43.

Skazani na karę śmierci partyzanci z oddziału Jachimka44

Jan Kmieć

s. Wojciecha i Marii, ur. 12 VII 1921 r. w Radgoszczy

 

Data wyroku: 19 II 1948 r.;

Skład sędziowski: Ludwik Kiełtyka – przewodniczący,

ławnicy – Jan Wilk, Marian Szewczyk;

Oskarżyciel: Julian Turski (WPR Kraków);

Obrońca: Adam Gabański (z urzędu);

Zarzut: żołnierz oddziału niepodległościowego dowodzonego

przez Władysława Pudełko „Zbroję”, a później Józefa

Jachimka „Stalina”;

Stracony: 12 V 1948 r.

 

Kazimierz Curyło

ps. „Znicz”;

s. Józefa i Rozalii, ur. 30 XII 1918 r. w Jaworznie

Data wyroku: 27 II 1948 r.;

Skład sędziowski: Julian Polan-Haraschin – przewodniczący,

ławnicy – Alojzy Andrzejczak, Tadeusz Lange;

Oskarżyciel: Stanisław Śliwa (WPR Kraków);

Obrońca: Adolf Liebeskind (z urzędu);

Zarzut: partyzant oddziału niepodległościowego dowodzonego

przez Władysława Pudełko „Zbroję”, a później Józefa

Jachimka „Stalina”;

Stracony: 10 III 1948 r.

 

Antoni Trzepla

ps. „Krakus”;

s. Jana i Marii, ur. 3 VI 1910 r.

 

Data wyroku: 20 III 1948 r.;

Skład sędziowski: Ludwik Kiełtyka – przewodniczący,

ławnicy – Leon Piesik, Bronisław Turopolski;

Oskarżyciel: nieobecny;

Obrońca: Adam Gabański;

Zarzut: partyzant oddziału niepodległościowego dowodzonego

przez Władysława Pudełko „Zbroję”, a następnie Józefa

Jachimka „Stalina”;

Stracony: 16 VI 1948 r.

Sylwetki sędziów WSR w Krakowie, którzy wydali wyroki śmierci w sprawie Jachimka45.

Ludwik Kiełtyka

- asesor WSR w Krakowie od 18 III 1946 r.,

p.o. sędziego WSR w Krakowie,

od 17 IX 1946 r., sędzia WSR w Krakowie

od 30 IV 1947 do 1 IX 1952 r.;

- jako przewodniczący lub członek składu

sędziowskiego uczestniczył w wydaniu

63 wyroków śmierci za działalność niepodległościową,

22 wyroki wykonano.

 

 

Julian Polan – Haraschin

- sędzia WSR w Krakowie od 1 IV 1946

do 19 IX 1946 r., zastępca szefa WSR

w Krakowie od 20 IX 1946 do 2 III 1951 r.,

p.o. szefa WSR w Krakowie od 7 VIII 1947

do 16 IX 1947 r.;

- jako przewodniczący składu sędziowskiego

uczestniczył w wydaniu 38 wyroków

śmierci za działalność niepodległościową,

19 wyroków wykonano.

Po procesach z lutego i marca w Tarnowie, publicznie ogłoszono listę skazanych, a szef WUBP w Krakowie mjr Jan Olkowski i komendant KW MO w Krakowie mjr Konrad Trzepiński wydali apel do mieszkańców z wezwaniem do pomocy w ujęciu pozostających wciąż na wolności Józefa Jachimka, Mieczysława Pudełka i Stefana Piekielniaka [agent UB] , a także członków drugiej grupy z pow. dąbrowskiego, Władysława Drąga „Stalingrada” i Pawła Pęcaka „Iskry”, wyznaczając 50 tys. zł nagrody46.

Od lewej: Tadeusz Ziejka, Józef Jachimek, Mieczysław Pudełek. Lasy Radłowskie, lato 1948 r. [zbiory rodziny Jachimków, za: Wenklar]

Jachimek z dwójką towarzyszy, Mieczysławem Pudełkiem i Józefem Sikorą, zginęli w zasadzce przygotowanej przez UB w dn. 28 XII 1948 r. Jachimek próbował uciekać, wołając: „Chłopaki, granatami!”. Już siedzącego dobił strzałami w szyję Wojciech Jura z UB. Pudełek i Sikora zostali ciężko ranni, zmarli z upływu krwi. O poziomie zdziczenia i chamstwa funkcjonariuszy UB, świadczy fakt, że nagie ciała zabitych wystawiono na publiczny widok przed posterunkiem MO w Radłowie. Pochowano je później w dole koło kostnicy na cmentarzu w Brzesku tak, by nie został po nich żaden ślad. Tarnowski starosta mógł odnotować w kolejnym miesięcznym sprawozdaniu, że społeczeństwo powiatu z ulgą przyjęło fakt zlikwidowania w Brzeskiem „bandy Jachimka”, a przed WSR w Krakowie toczyły się kolejne rozprawy osób podejrzanych o udzielanie mu pomocy47.

Fragment przekłamanego artykułu zamieszczonego w  „Echu Krakowa” informujący o śmierci

J. Jachimka [za: Wenklar]

Od marca 1945 do połowy 1946 r. na terenie powiatu dąbrowskiego działał (z przerwami), powiązany z Narodowym Zjednoczeniem Wojskowym [NZW] oddział partyzancki im. Romana Dmowskiego dowodzony przez Władysława Pilcha „Szarego”. Wykonał szereg kar chłosty na działaczach PPR oraz wyroków śmierci na konfidentach MO i UB oraz przeprowadził kilkanaście rekwizycji, głównie w sklepach spółdzielczych. Temu oddziałowi przypisuje się zastrzelenie na jarmarku w Żabnie miejscowego ubeka Michała Boberka. „Szary” ujawnił się 1 kwietnia 1947 r., po czym wyjechał na Ziemie Zachodnie. Kilka miesięcy później, we wrześniu, został aresztowany. Oskarżono go o likwidowanie funkcjonariuszy UB, przeprowadzanie konfiskat oraz sabotaży. Został skazany 15 grudnia 1947 r. na karę śmierci, wyrok wykonano48.

W wywiadzie opublikowanym w 1962 r. Ignacy Chrabąszcz (od 15 II 1950 do 15 IX 1952 r. z-ca szefa PUBP w Brzesku) stwierdził:

Już po paru tygodniach, od chwili przejęcia władzy przez siły demokratyczne i zapoczątkowania realizacji programu wytyczonego w Manifeście PKWN – nastąpiła gwałtowna reakcja ze strony Pierwsze ogniska zorganizowanego oporu w powiecie dąbrowskim, jak napisał (zapewne dobrze elementów antydemokratycznych m.in. w postaci zbrojnych wystąpień. Duszą tych reakcyjnych sił na terenie gminy Mędrzechów i Bolesław był obszarnik Sroczyński. Wokół niego skupił się trzon byłego dowództwa AK – reprezentowany przez element zdecydowanie wrogi. Środowisko Sroczyńskiego, nie tylko nie uznawało organizującej się władzy ludowej, lecz przystąpiło do walki z tą władzą. Zamiast oddawać broń, zaczęto ją magazynować, a następnie wykorzystywać w zbrojnej walce. Pierwszym sygnałem do wznowienia działalności konspiracyjnej, przeciw ludowi na tamtejszym terenie był napad na areszt w Dąbrowie Tarnowskiej49.

Rzeczywiście, po wyjeździe dowódców lub ich aresztowaniu przez nowe władze, pozostali ich podwładni, ludzie przez całą okupację walczący o niepodległość i oczekujący po wyzwoleniu normalnego życia. W nowej sytuacji nie potrafili się odnaleźć, szukali jakiegoś rozwiązania. Przyzwyczajeni byli do działania w grupach i wspólnych akcji, kontynuowali je na sprawdzonych zasadach. We wspomnieniach cytowanego już L. Ziętary czytamy:

Myślę, że nie muszę w szczegółach opisywać 3 zebrań, jakie odbyły się u komendanta po wkroczeniu wojsk rosyjskich. Ilość broni i amunicji jakiej zażądano do złożenia, nawet przy najlepszej chęci niemożliwe było wykonać. Nastąpiły ciężkie czasy. Społeczeństwo skołatane ustawiczną walką z najeźdźcą spodziewało się nareszcie nerwowo odpocząć. Rozpoczął się okres ukrywania. Powiat brzeski, Jasło Bielsko-Biała, Żywiec. Utrzymuję nadal kontakt z władzami AK. Idąc po linii rozkazów staję przed komisją wojskową i zostaję przyjęty w stopniu kapitana. Idea wtyczek okazała się nierealna, rozkaz odwołany50.

Gdy sytuacja stała się beznadziejna i wszystkie drogi ucieczki z Polski organizowane przez AK zostały zamknięte, L. Ziętara przekroczył most w Cieszynie i dotarł na początku stycznia 1946 r. do umówionego domu w Czechosłowacji, a stamtąd do obozu oficerskiego w Murnau. Tam został zweryfikowany, a latem 1946 r. przedostał się na teren Austrii, następnie po wielu nieudanych próbach do Włoch, gdzie został przyjęty w szeregi 2 Korpusu i z nim dostał się do Anglii. Po rozwiązaniu Polskich Sił Zbrojnych wyjechał do USA51. Jak wspomina:

Przeżycia wojenne po zakończeniu wojny były dla mnie koszmarem. Nie mogłem i nigdy nie pogodzę się z myślą, że wysiłki, poświęcenie i śmierć męczeńska milionów ludzi nie przyniosła rezultatów o coś my walczyli. Wierzyłem, że mordercy niemieccy zostaną ukarani, że Niemcy znikną z powierzchni ziemi jako potęga, a tymczasem Ameryka przywoziła zbrodniarzy do Poł. Ameryki, lub zaciągnęła ich na własną służbę jak Barbe, którego nareszcie sądzą. Uczonym niemieckim, którzy mają na sumieniu miliony ofiar zapewnili doskonałe posady w dziedzinie rakiet. Przebywając z Bolkiem w obozie w Murnau, poznaliśmy w obozie dla cywilów szpicla, który często przyjeżdżał pociągiem z Tarnowa na policję niemiecką do Mędrzechowa i Bolesławia. Zaprowadziliśmy go do policji wojskowej amerykańskiej AP Ku naszemu rozgoryczeniu przeszedł na ich służbę. Mogliśmy załatwić się z nim po partyzancku! Kto to mógł przewidzieć? Mniej o tych czasach wojennych myślałem, lepiej się czułem52.

W gminie Mędrzechów inicjatorem utworzenia zbrojnego oddziału i jego dowódcą był Tadeusz Misiaszek „Żuk”. Jak zeznał przesłuchiwany przez PUBP W. Dynak:

Dopiero 10 maja 1945 poszedłem na zbiórkę do lasu, na rozkaz dowódcy, gdzie przybył nieznany mi oficer AK ps. Żuk który przyniósł z sobą broń i rozdzielił ją między nas. Żuk powiedział nam, że jesteśmy nadal żołnierza­mi AK, że złożyliśmy przysięgę a za złamanie jej grozi kara śmierci. Broń od kolegów na rozkaz Żuka ja odebrałem i zabrałem ze sobą do domu. Pistolet systemu TT otrzymałem od Żuka po akcji jako podoficer. Wszystką broń schowałem u sąsiada. Z początkiem czerwca 1945 r. wyjechałem na zachód. Tam spotkałem Dzięgiela, który mówił mi, żebym się ujawnił i oddal broń. W tym celu wróciłem do domu we IX 1945 r., ale zaraz po przyjeździe zostałem następnego dnia przez Bezpieczeństwo aresztowany53.

Gdy w maju 1945 r. dąbrowskie więzienie zapełniono w większości byłymi żołnierzami AK, prawdopodobnie to on podjął decyzję o ich odbiciu. Według wspomnień jednego z więźniów, kierownik PUBP, por. T. Andrusiewicz i jego z-ca, ppor. Jan Łachut, skwapliwie wykonywali polecenia NKWD, które dysponowało już imiennymi listami dostarczone przez miejscowych zdrajców. Spis przywódców AK na terenie pow. Dąbrowa Tarnowska - opracował kierownik Sekcji II Wojciech Pacanowski - 29 V 1945 r.54.

Budynek PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej

O uwolnienie niesłusznie aresztowanych upominali się ludowcy, a szczególnie Stanisław Klimczak „Żelazny”, ale bez skutku. Wzmocniono tylko ogrodzenie i zwiększono straże. Również rodziny aresztowanych obmyślały sposoby ich uwolnienia. Szczególnie aktywny był Antoni Węgiel z Dąbrówek Breńskich, brat uwięzionego, który mobilizował znanych sobie akowców do ich odbicia. Dotarł nawet do starosty, żądając pomocy w uwolnieniu więźniów, dając mu termin do środy 9 maja 1945 r. Ten obiecał interweniować, ale jako ludowiec niewiele mógł pomóc55.

W nocy z 9 na 10 maja 1945 r. oddział złożony z byłych żołnierzy AK placówek „Stanisława”, ,,Danuta” i „Malwina”, przeprowadził atak na Urząd Bezpieczeństwa w Dąbrowie Tarnowskiej, gdzie w tym czasie więziono około 80 osób. Zatrzymanym, podobnie jak wymienionemu wyżej ppor. O. Bałce groziła wywózka do ZSRR, dlatego ich odbicie należy traktować jako akt samoobrony, podjęty z narażeniem życia dla ratowania kolegów. W tym czasie bowiem na terenie powiatu dąbrowskiego nie powstały jeszcze zorganizowane struktury podziemia poakowskiego56.

Sformowany doraźnie oddział pod dowództwem Wojciech Dynaka ps. „Dymus”57 liczył około 50 dobrze uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy58. Niektóre źródła jako d-cę wymieniają por. Tadeusza Musiała ps. „Zarys”59. Według A. Skowrona, „ten jednak, gdy już wszyscy żołnierze stawili się na miejscu zbiórki, przemówił oświadczając, że „w tej chwili rezygnuje z powierzonego mu zadania dowódcy. Za wynik akcji nie ponosi już żadnej odpowiedzialności, niech każdy działa na własne ryzyko, on się wycofuje”60.   W tej sytuacji, po zgrupowaniu w parku nieopodal więzienia „Dymus” podzielił go na dwie grupy, z których  pierwsza miała uderzyć na więzienie, a druga - ubezpieczać atak. W trakcie forsowania więziennego muru, doszło do kilkunastominutowej walki. W wyniku wymiany ognia  został ranny Stefan Surowiec ps. „Sosna”, który zmarł 12 maja 1945 r. Po rzuceniu granatów ubecy złożyli broń i pootwierali cele, a uwolnieni wraz z oddziałem udali się do lasu koło Oleśnicy, gdzie każdy mógł decydować o sobie61.

Jak pisze A. Skowron, o powodzeniu akcji, oprócz niebywałej odwagi i brawury atakujących zdecydowały dwie sprawy62:

1. Dwóch funkcjonariuszy MO w Dąbrowie T., tj. Stanisław Świerzb ps. „Wyspa” (komendant Posterunku Miejskiego MO w Dąbrowie T.) i Mieczysław Dzięgiel ps. „Dąbek” z gminy Mędrzechów (pracownik biurowy Powiatowej Komendy MO), było w rzeczywistości zakonspirowanymi żołnierzami AK. Przekazywali oni hasła, które na każdą noc były ustalane przez PUBP i poufnie do PKMO oraz meldunki o stanie liczebnym, uzbrojeniu UB, MO i wojska, straży więziennej, częstotliwości i składzie patroli nocnych itp.

2. Przed całą akcją nieustalony członek oddziału „Malwina”, któremu przypisywano całą akcję (prawdopodobnie T. Misiaszek „Żuk”), powiadomił telefonicznie PUBP i KPMO o trwającym jakoby napadzie rabunkowym w Mędrzechowie. Gdy około północy grupy operacyjne UB i MO wyjechały w kierunku Mędrzechowa, rozpoczęto akcję. Te usłyszały strzelaninę, będąc kilkanaście kilometrów od Dąbrowy i zawróciły z drogi, domyślając się podstępu. Było już jednak za późno, a pościg nie przyniósł rezultatów. Raporty, jakie potem PUBP w Dąbrowie wysyła­ło do Krakowa, donosiły o 76 uwolnionych aresztowanych.

Taką wersję potwierdza relacja Zofii z domu Misiaszek, żony S. Świerzba, jednego z głównych uczestników wydarzenia:

W dniu ataku mój mąż postawił straże według regulaminu stawiając na pierwszym stanowisku dawnych i znanych przez niego członków AK, a dzisiaj milicjantów, a następne dwie warty według regulaminu obsadził żołnierzami rosyjskiego pochodzenia Następnie kontaktuje się z Antonim Węglem, któremu zdradza hasła dodając „na pierwszej warcie są moje chłopaki to nie zróbcie im krzywdy” i nakazuje dobre ostrzelanie posterunku milicji. Po tym, telefonuje do rosyjskiej komendy, że dostał wiadomość o przeprawie przez Wisłę oddziału partyzantów w okolicach Kupienina, albo Brzeźnicy.

[...] W Dąbrowie Tarnowskiej stacjonowało rosyjskie wojsko. Komenda Rosyjska wysłała 3 pełne ciężarówki wojska i milicji nad Wisłę w okolicę Kupienina i Brzeźnicy. Po ich wyruszeniu AK uderzyło na więzienie, w tym samym czasie ostrzeliwując posterunek. Mój mąż był ukryty pod biurkiem i wydzwaniał bez przerwy do komendy o napadzie na posterunek, ale komenda nie miała nikogo, żeby przysłać do obrony. Odbicie więźniów tym razem się udało. Przygotowane furmanki zabrały rannych i ciężko pobitych więźniów. Po tym rozbiciu były duże dochodzenia. Przesłuchiwano 5 ludzi w tym mojego męża o zdradzenie haseł, ale nic nie zostało nikomu udowodnione. Zostało na tym, że widocznie partyzanci przeprawili się przez Wisłę wcześniej zanim rosyjskie wojsko dojechało. Mój mąż pozostał na pozycji komendanta, ale po paru miesiącach został przeniesiony z braku zaufania na komendanta milicji do wsi Bolesław kolo Dąbrowy Tarnowskiej63.

Współorganizator akcji T. Misiaszek doceniając postawę Wojciecha Dynaka, wręczył mu później jako wyróżnienie i nagrodę – pistolet, co może świadczyć, że uważany był za dowódcę. PUBP założył rozpracowanie agenturalne pod kryptonimami: „Morskie Oko”, „Babilon”, „Lotnik”, „Wawel”, aczkolwiek w oficjalnych dokumentach UB sprawa ta była określana kryptonimem „Malwina”, który nawiązywał do tradycji akowskiej.

Jeden z bohaterów odbicia więźniów z dąbrowskiego więzienia UB – członek AK Stanisław Świerzb na czelne oddziału junaków – 1947 r. [ze zbiorów P. Alicji Morawiec, z domu Świerzb - USA]

Szef PUBP T. Andrusiewicz wezwał z Krakowa pluton wojska (byli to głównie rekruci z okolic Krakowa i Miechowa, wielu miało za sobą służbę w AK), aby przeprowadzić szeroko zakrojoną obławę w terenie. W dn. 15 V 1945 r. żołnierzy usadowiono na dwóch autach i skierowano do gminy Mędrzechów. Powiedziano im, że mają wyłapywać ukrywające się niemieckie niedobitki, a gdy dowiedzieli się, kogo naprawdę mają szukać, zaczęli sabotować polecenia bezpieki. Zajęliśmy część gromady Odmęt, Kupienin i część Mędrzechowa - pisał w sprawozdaniu Ignacy Kiełbasa z Maniowa fanatyczny wprost komunista, późniejszy szef PUBP: „Zamierzałem im dać odczuć naszą władzę, lecz po przeprowadzeniu rozmów z poszczególnymi żołnierzami i z uwagi na wrażenie jakie wywarł nasz przejazd przez teren na tamtejszych mieszkańców, zmieniłem plan, ograniczając się jedynie do wstąpienia do paru domów w towarzystwie dowódcy plutonu, zapytując o reakcyjne jednostki, a którzy w mieszkaniach nie byli obecni, ulatniając się w przeddzień za Wisłę. Żołnierze poszczególni bagatelizując przestępstwo, mówili, żeśmy wszyscy Polacy”64.

Niepowodzenie akcji wojskowej funkcjonariusz W. Pacanowski, w „Sprawozdaniu z przebiegu akcji” z 16 maja 1945 r. przypisywał brakowi doświadczenia żołnierzy, którzy mówili: „To jest też Armia Polska myśląc o AK. Ludność męska, za wyjątkiem dzieci i starców, ze wszystkich gromad gminy Bolesław i Mędrzechów pochowała się w zbożu lub miała uciec za Wisłę na wiadomość, że wojsko przyjechało do Dąbrowy. W bezsilnej wściekłości bezpieka zamknęła starostę i komendanta MO w Dąbrowie”65.

Pole tekstowe:  
Ignacy Kiełbasa
Wśród uwolnionych akowców znaleźli się m.in. Krzysztof Sroczyński, Stanisław Chwałek z Mędrzechowa i Jan Orszulak z Wólki Mędrzechowskiej. Być może, „przy okazji” uwolniono także kilku więźniów zatrzymanych za typowe przestępstwa kryminalne: „Wypuszczono na wolność wszystkich aresztantów wśród których większość stanowili byli mordercy, kolaboracjonaliści, notoryczni złodzieje oraz kilku żołnierzy SS i Wehrmachtu. Element ten wypuszczony na wolność skorzystał z pomocy i opieki polskich partyzantów” – nadmienił we wspomnianym wywiadzie I. Chrabąszcz66.

Należy w tym miejscu wspomnieć, że po niepowodzeniu planu „Burza” w szeregi AK wkradło się zniechęcenie oraz rozluźnienie dyscypliny. Powstały w tym czasie także liczne bandy, które podszywając się pod partyzantów dokonywały rabunków na miejscowej ludności67.  O tych bandach pisze chyba były wójt Mędrzechowa W. Łysik:

W ciągu dnia ukrywali się w wiklinie nad Wisłą w stosach faszyny przygotowanej do bycia tam lub przeleżeli w polach, w konopiach lub w lesie mędrzechowskim, a nocą wychodzili na żerowisko, nigdy do swego domu. Zabierali żywność lub żądali od ludności z innych odleglejszych wiosek, by ich nie poznano, by dziewczęta wyznaczone przez znajomków dostarczały im takiej żywności. Gdy te odmawiały, bo domyślały się co za sromota ich tam czeka, nachodzili ich domostwa, sprawiali im bolesne karne lanie, strzyżono im włosy na głowie i w kroczu, a nawet dopuszczano się gwałtu. Były i uplanowane morderstwa w Bolesławiu i w Gręboszowie dokonane przez tych łobuzów, bandytników, znanych z nazwiska. W tych ich wyczynach łajdackich, bandyckich opowiadano mi szeroko po moim powrocie z 6-ciu obozów koncentracyjnych, opowiadała mi moja rodzina, która ich poznała po głosie w czasie ich akcji partyzanckiej jak to oni sami nazywali, a nawet się chwalili, że to oni tych mordów się dopuścili68.

Jeden z uwolnionych, K. Sroczyński ukrywał się w Krakowie przy ul. Długiej. Tam nawiązał kontakt ze swym ojcem, który w tym czasie przebywał w Anglii i w sierpniu nielegalnie przekroczył granicę z przewodnikiem przysłanym z zachodu - przez Austrię i Turcję, dotarł do Londynu69. Inni (zarówno uwolnieni jak i uczestnicy akcji na więzienie) mieli mniej szczęścia.

Mimo obietnic T. Andrusiewicza, które złożył po rozmowie z Klimczakiem, że nie będzie aresztowań, zatrzymania trwały. Intensywne poszukiwanie sprawców odbicia więźniów aż do 1949 r. spowodowało zatrzymanie 96 osób - chociaż „Malwinie” przypisywano tylko 73 członków. Uczestnicy rozbicia więzienia UB, W. Dynak i W. Kowal, na skutek denucjacji zostali aresztowani przez PUBP już we wrześniu 1945 r., przy czym pierwszy został skazany na 17, a drugi na 10 lat pozbawienia wolności z utratą praw obywatelskich. W. Kowal po odsiedzeniu pięciu miesięcy w śledztwie, po rozprawie sądowej wyszedł na wolność korzystając z pierwszej amnestii, która obejmowała kary do lat dziesięciu. Natomiast W. Dynak odbył karę półtora roku więzienia i wyszedł na wolność korzystając z drugiej amnestii z 22 lutego 1947 r.70. 30 maja 1945 UB podjęło akcję ścigania partyzanta w rejonie Szczucina. Ściganego najprawdopodobniej nie ujęto, a w trakcie akcji we wsi Załuże zginął jeden funkcjonariusz PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, doświadczony komunista, były członek GL/AL i PPR - Jan Kołodziej71.

Jak już wspomniano, realizując wytyczne władz AK, część członków tej organizacji, jak np. Stanisław Smusz i Antoni Turczyn wstępowała w szeregi tworzonych organów bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Wraz z wymienionymi do UB wstąpił członek placówki AK „Malwina”, Rafał Tondryk, z tym, że w przeciwieństwie do byłych towarzyszy walki, czyniąc to, w pełni zaakceptował prowadzoną przez ten Urząd politykę i metody działania. Akceptacja ta przejawiała się gorliwym wypełnianiem obowiązków, zwłaszcza w zakresie ścigania działaczy niepodległościowych. Z relacji nielicznych świadków, wynika że Tondrykowi imponowało chodzenie po wsi w mundurze, oficerkach i z bronią u boku. Nagle półanalfabeta, syn sprzątaczki awansował społecznie, także w oczach płci pięknej72. Niemniej jednak, jako były członek AK był dla organizacji niepodległościowej bardzo niebezpieczny. Z uwagi na swoje zaangażowanie w działalność organów bezpieczeństwa, skutkiem którego było wydanie w ich ręce byłych współtowarzyszy oraz w obawie o dalsze denuncjacje, Sąd Podziemny AK wydał na niego wyrok śmierci, który został wykonany w dniu 2.06.1945 r. przez grupę dywersyjną placówki AK - Stanisława Smusza, Antoniego Turczyna, Edwarda Zapalę i Edwarda Chwałka73.

Po trzech latach, jakie upłynęły od wykonania wyroku, w lipcu 1948 r. ujęto jego wykonawców. W dniu 14 VII 1948 r. przeprowadzono rewizję oraz aresztowano Edwarda Chwałka, ps. „Pelikan” i Edwarda Zapałę ps. „Edwin” z Mędrzechowa. Dwa dni wcześniej zatrzymano w Dąbrowie Tarnowskiej Stanisława Smusza, ps. „Tur, a 27 VII 1948 r. w Kłodzku Antoniego Turczyna, ps. „Koziołek”74. Rewizję u E. Chwałka i E. Zapały przeprowadził pochodzący z Zabrnia st. ref. Tadeusz Bielaszka, oddany sprawie niedouczony komunista i degenerat75, natomiast śledztwo funkcjonariusz PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, Marian Wiklik, który ich przesłuchiwał i sporządził akt oskarżenia

Wobec wszystkich podejrzanych stosowano moralne i fizyczne znęcanie się, polegające na wielogodzinnych, męczących, także nocnych, przesłuchaniach, biciu i kopaniu nogami po całym ciele. W trakcie prowadzonych czynności śledczych, wykonujący je i przybrani do pomocy funkcjonariusze PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, aby uzyskać wyjaśnienia okoliczności uprowadzenia i pozbawienia życia Rafała Tondryka, stosowali wobec zatrzymanych brutalne metody śledcze. Wszyscy zatrzymani do tej sprawy, byli bici do utraty przytomności rękoma i różnymi przedmiotami po całym ciele. Szczególnie okrutnie katowano Antoniego Turczyna, Edwarda Chwałka i Edwarda Zapałę, którzy bici byli po uprzednim skrępowaniu rąk i nóg. Antoniemu Turczynowi dodatkowo wbijano drzazgi pod paznokcie […] Pokrzywdzony Edward Zapała oświadczył, iż szczególną brutalnością w tym względzie odznaczali się funkcjonariusze: Alojzy Gadziała, Józef Bielaszka i Zając76.

W trakcie śledztwa ustalono przebieg wykonania wyroku. 2 czerwca 1945 r.

Gdy Tondryk na motorze wracał do domu, w miejscowości Dąbrówki Breńskie został ostrzelany, rozbrojony i uprowadzony do lasu. R. Tondryk miał zwyczaj chodzić w mundurze żołnierza rosyjskiego, w czapie z gwiazdą. W raporcie za okres od 28 maja do 10 czerwca 1945 r. PUBP informował, że „zaangażowany i rozpracowujący uczestników napadu […] szofer Tondryk Rafał, dostając wyrok śmierci od AK, zabrał motor marki Ogar i pojechał do Krakowa […] pod wpływem strachu pojechał w stronę Warszawy […] ślad po nim zaginął77.

Oficer śledczy Wiklik, opracowując akt oskarżenia, przypomniał, że dwóch spośród oskarżonych o zabójstwo Tondryka, a mianowicie: „Smusz i Turczyn było wcześniej funkcjonariuszami MO. Pierwszy z nich pełnił funkcję zastępcy komendanta posterunku MO w Bolesławiu, a po zatrzymaniu i wyjaśnieniu pewnych spraw został formalnie przeniesiony do MO w Dąbrowie, gdzie się jednak nie zgłosił dezerterując w kwietniu 1945 r. Zatrzymany i osadzony w więzieniu, został uwolniony w czasie akcji z 9 maja. Podobnie i drugi był zwykłym milicjantem w Bolesławiu do kwietnia 1945 r., zatrzymany i przeniesiony do Dąbrowy, nie zgłosił się, dezerterując z MO. Zatrzymany, ponownie uciekł i wstąpił do grupy zbrojnej pod dowództwem Misiaszka Tadeusza ps. Żuk, grasującej w tym czasie na tym terenie”78.

Okazuje się więc, że faktycznie Misiaszek zorganizował w tym okresie dobrze zakonspirowany oddział. 2 czerwca 1945 r. wydał E. Chwałkowi ps. „Pelikan”, E. Zapale ps. „Edwin” i Stanisławowi Chrabąszczowi ps. „Aleksander” rozkaz urządzenia zasadzki w celu ujęcia funkcjonariusza PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej79, Tondryka, który miał przejeżdżać na motorze z Mędrzechowa do Dąbrowy Tarnowskiej. Dowódca „Żuk” nakazał uczestnikom zasadzki ująć Tondryka żywego i doprowadzić go do lasu mędrzechowskiego, w którym miał czekać na ich przybycie80.

Według zeznań Edwarda Zapały:

Tondryk był agentem UB, który przedostał się do naszej organizacji i przekazywał informacje swoim mocodawcom. Z polecenia dowódcy z naszego oddziału ja, wspólnie z Edwardem Chwałkiem otrzymaliśmy zadanie a właściwie rozkaz, zorganizowania zasadzki i dostarczenia żywego Tondryka na placówkę naszej organizacji w Mędrzechowie […] Tondryk jechał motocyklem z przyczepą, w której przewoził psa wilczura. W pewnej chwili, zanim motor kierowany przez niego zbliżył się do miejsca w gdzie byliśmy ukryci, pies ten wyskoczył z motoru i zaczął wyć. Fakt ten sprawił, że Tondryk zwolnił motorem, zaczął się wkoło rozglądać i wtedy Edward Chwałek wyszedł na drogę i zatrzymał go. Tondryk chwycił za broń, ale Chwałek serią ze stena zranił go w nogę i ten wówczas podniósł ręce do góry. Razem z tym motorem zabraliśmy go do lasu w Mędrzechowie i tam dostarczyliśmy go do dowództwa oddziału. Na tym moje zadanie się skończyło81.

Tondryk został rozbrojony, zabrano mu pistolet i pas. Chwałek na rowerze udał się do lasu, zameldować o wykonaniu rozkazu, a prowadzony przez pozostałych uczestników Tondryk wyrwał się i ukrył u jednego z gospodarzy w Dąbrówkach Breńskich w domu pod łóżkiem. Został jednak odnaleziony i doprowadzony do lasu, gdzie oczekiwał Misiaszek. Po przesłuchaniu, wykonano na nim wyrok. Pochowany został w tym samym miejscu. Jak pisze w swoich wspomnieniach W. Łysik, były wójt Mędrzechowa sympatyzujący z nową władzą, „Tondryk został zamordowany i powieszony przez swoich”82. E. Chwałek zabrał motor, który najpierw zakopał, potem wydobył i sprzedał Edwardowi Pierdze.

Tadeusz Misiaszek ps. „Rychlik”, „Żuk” [Baszak]

W wyniku śledztwa oskarżeni zostali E. Chwałek, E. Zapała, A. Turczyn „Koziołek”, S. Smusz „Tur” i E. Pierga. Rozprawa, której przewodniczył sędzia Tadeusz Makowski (ławnicy – Jan Klejn, Stanisław Paszyn) odbyła się w WSR w Krakowie. Pod nieobecność oskarżyciela obwinionych bronili adwokaci z wyboru: E. Chwałka (żołnierza AK ps. „Pelikan, rolnika, zam. w Mędrzechowie) i E. Zapałę (masarza, zam. w Mędrzechowie) – Tadeusz Mięsowicz, natomiast S. Smusza (żołnierza AK ps. „Tur”, odznaczonego Krzyżem Walecznych) i A. Turczyna (urzędnika, żołnierza AK ps. „Koziołek”, odznaczonego Krzyżem Walecznych, zam. we Wrocławiu) - Zbigniew Zawistowski83. Wyrok zapadł w dn. 22 XI 1948 r.:

Za to, że 2 czerwca 1945 r. w Dąbrówkach Breńskich pow. Dąbrowa Tarnowska z bronią w ręku dopuścili się gwałtownego zamachu na Rafała Tondryka, funkcjonariusza PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, przy czym Tondryk został następnie zamordowany przez Misiaszka Tadeusza, wszyscy oskarżeni zostali skazani na karę śmierci, która została zamieniona na 15 lat więzienia na mocy ustawy o amnestii z 22 II 1947 r. oraz utratę praw publicznych i przepadek mienia. Postanowieniem Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego z 7 X 1954 r. karę złagodzono do 5 lat więzienia i nakazano natychmiastowe zwolnienie z więzienia84.

Równocześnie każdemu ze skazanych, orzeczoną karę śmierci zamieniono w myśl ustawy o amnestii 22 lutego 1947 r. na karę 15 lat, z karami dodatkowymi. Uniewinnił natomiast E. Piergę (s. Kazimierza i Marii z d. Krawczyk, ur. 1 grudnia 1912 r. w Mędrzechowie, rolnika), z zarzutu świadomego zakupu motoru i nie zawiadomienia władzy o podejrzeniu popełnienia przestępstwa85. Na skutek starań rodzin skazanych, Zgromadzenie Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego [NSW] w Warszawie dnia 7 października 1954 r. rozpoznało wniosek rewizyjny Prezesa NSW w sprawie czterech skazanych i wydało „Postanowienie” ich natychmiastowego zwolnienia.

Skazani w procesie o zabójstwo funkcjonariusza PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej Rafała Tondryka z Mędrzechowa86

Edward Chwałek

ps. „Pelikan”;

s. Franciszka i Karoliny, ur. 23 III 1922 r. w Mędrzechowie

 

Data wyroku: 22 XI 1948 r.;

Skład sędziowski: Tadeusz Makowski – przewodniczący,

ławnicy – Jan Klejn, Stanisław Paszyn;

Oskarżyciel: nieobecny;

Obrońca: Tadeusz Mięsowicz (z wyboru);

Zarzut: likwidacja funkcjonariusza Powiatowego Urzędu

Bezpieczeństwa Publicznego w Dąbrowie Tarnowskiej;

Informacje o wyroku: kara śmierci została zamieniona na

15 lat więzienia na mocy ustawy o amnestii z 22 II 1947 r.

Postanowieniem Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu

Wojskowego z 7 X 1954 r. karę złagodzono do 5 lat więzienia

i nakazano natychmiastowe zwolnienie z więzienia;

Data zwolnienia z więzienia: 19 X 1954 r.

 

 

Antoni Turczyn

ps. „Koziołek”;

s. Tomasza i Heleny, ur. 13 I 1920 r. w Sanoku

 

Data wyroku: 22 XI 1948 r.;

Skład sędziowski: Tadeusz Makowski – przewodniczący,

ławnicy – Jan Klejn, Stanisław Paszyn;

Oskarżyciel: nieobecny;

Obrońca: Tadeusz Mięsowicz (z wyboru);

Zarzut: likwidacja funkcjonariusza Powiatowego Urzędu

Bezpieczeństwa Publicznego w Dąbrowie Tarnowskiej,

dezercja z Milicji Obywatelskiej;

Informacje o wyroku: skazany na 15 lat więzienia,

orzeczona kara śmierci była karą cząstkową złagodzoną na

mocy przepisów ustawy o amnestii z 22 II 1947 r. Postanowieniem

Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego

z 7 X 1954 r. karę złagodzono do 5 lat więzienia

i nakazano natychmiastowe zwolnienie z więzienia;

Data zwolnienia z więzienia: 19 X 1954 r.

 

Edward Zapała

ps. „Edwin”;

s. Wojciecha i Anny, ur. 13 V 1923 r. w Mędrzechowie

 

Data wyroku: 22 XI 1948 r.;

Skład sędziowski: Tadeusz Makowski – przewodniczący,

ławnicy – Jan Klejn, Stanisław Paszyn;

Oskarżyciel: nieobecny;

Obrońca: Tadeusz Mięsowicz (z wyboru);

Zarzut: likwidacja funkcjonariusza Powiatowego Urzędu

Bezpieczeństwa Publicznego w Dąbrowie Tarnowskiej;

Informacje o wyroku: skazany na 15 lat więzienia, kara

śmierci była karą cząstkową złagodzoną na mocy przepisów

ustawy o amnestii z 22 II 1947 r. Postanowieniem Zgromadzenia

Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego z 7 X 1954 r.

karę złagodzono do 5 lat więzienia.

Data zwolnienia z więzienia: 27 X 1954 r.

 

Stanisław Smusz

ps. „Tur”;

s. Józefa i Katarzyny, ur. 19 XII 1918 r. w Brodach

 

Data wyroku: 22 XI 1948 r.;

Skład sędziowski: Tadeusz Makowski – przewodniczący,

ławnicy – Jan Klejn, Stanisław Paszyn;

Oskarżyciel: nieobecny;

Obrońca: Zbigniew Zawistowski (z wyboru);

Zarzut: likwidacja funkcjonariusza Powiatowego Urzędu

Bezpieczeństwa Publicznego w Dąbrowie Tarnowskiej, dezercja

z Milicji Obywatelskiej;

Informacje o wyroku: skazany na 15 lat więzienia, kara

śmierci była karą cząstkową zamienioną na 15 lat więzienia

na mocy ustawy o amnestii z 22 II 1947 r. Postanowieniem

Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego

z 7 X 1954 r. karę złagodzono do 5 lat więzienia;

Data zwolnienia z więzienia: b.d. (nakaz zwolnienia

wystawiono 13 X 1954 r.).

Nie znamy bliżej losów wszystkich wymienionych po ogłoszeniu wyroków. Wiadomo, że Chwałek odbywał karę we Wronkach, Sztumie i Rawiczu. Turczyna po wyroku więziono w Sztumie od 10 lutego 1949 do 19 października 1954 r.87. Poza nimi za działalność w okresie okupacji niemieckiej z placówki AK „Malwina” zostali aresztowani i  skazani m. in.: Mieczysław Skowyra (10 lat), Jan Socha (6 lat), Jan Szlosek (6 lat) i Ludwik Włoch (6 lat)88.

W 2007 r. odbyło się śledztwo w sprawie kilku najbardziej zdegenerowanych ubeków. Zeznania składane przed prokuratorem w IPN Kraków przez pokrzywdzonych i ich rodziny, dotyczące brutalnych metod śledztwa, które zaciążyło nad ich dalszym życiem - okazały się trudne do sprawdzenia z uwagi na fakt, iż sprawcy już nie żyli. Alojzy Gadziała zmarł 31 października 1986 r., Marian Wiklik zmarł 3 lipca 1998 r., a Józef Bielaszka też nie żyje. Brak wiadomości o Stanisławie Zającu. W związku z tym postępowanie w sprawie przekroczenia uprawnień byłych funkcjonariuszy PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, zostało umorzone przez prokurator Izabelę Niezgodę z IPN w Krakowie dnia 4 lipca 2007 r. Ponieważ zachowanie sprawców jako funkcjonariuszy publicznych, dotyczyło osób bezradnych, zupełnie od nich uzależnionych, często skutych podczas bicia, czyny przez nich popełniane są zbrodniami komunistycznymi w rozumieniu ustawy z 18 grudnia 1998 r. o IPN. Sąd Wojewódzki Wydział III Karny w Krakowie i Sąd Okręgowy w Tarnowie Wydział II Karny unieważnił orzeczenia wydane przez WSR w 1948 r. wobec: Antoniego Turczyna - 12 grudnia 1996 r. (sygn. III Ko I 623/95); Stanisława Smusza - 30 października 1995 r. (sygn. II Ko 690/92); Edwarda Chwałka - 30 października 1995 r. (sygn. II Ko 690/92); Edwarda Zapały - 30 października 1995 r. (sygn. II Ko 690/92)89.

Zatrzymany i skazany został także dowódca oddziału T. Misiaszek ps. „Żuk”, który zbiegł na Ziemie Zachodnie. Starając się zatrzeć za sobą wszelkie ślady, zabrał we Wrocławiu dokumenty Janowi Pietruszce i na nich przykleił swoje zdjęcie. Z dokumentów tych korzystał aż do aresztowania 21 czerwca 1949 r. na statku w Gdańsku podczas próby wyjazdu za granicę. Akt oskarżenia, sporządzony w Dąbrowie Tarnowskiej 26 lipca 1949 r., zarzucał mu współudział w zabójstwie Tondryka i korzystanie z podrobionych dokumentów. Osadzony został w Krakowie przy ul. Montelupich. WSR w Krakowie dnia 19 sierpnia 1949 r. (Sr 714/49) w składzie: przewodniczący kpt Jan Kołodziej, ławnicy - kpr Marcin Baran i kpr  Bolesław Grzędzielski (obrońca dr Leon Gewurz)  skazał:

Tadeusza Misiaszka ps. „Żuk” (s. Wojciecha i Anny z d. Szarkowskiej, ur. 24 lipca 1918 r. w Mędrzechowie pow. Dąbrowa Tarnowska, urzędnika Centrali Mięsnej w Nowej Rudzie, odznaczonego Krzyżem Walecznych i Krzyżem za Zasługi) za: przerobienie legitymacji wystawionej na nazwisko Jana Pietruszki, przez doklejenie swojego zdjęcia i używania tego dokumentu w czasie od kwietnia 1949 r. na: karę 2 lat i 6 miesięcy więzienia. Umorzył natomiast postępowanie w sprawie współudziału w gwałtownym zamachu na funkcjonariusza Rafała Tondryka, w wyniku czego został pozbawiony życia oraz zarzutu posiadania bez zezwolenia broni od marca do czerwca 1945 r. w Dąbrówkach Breńskich. Zarządzono także zwrot dowodu rzeczowego, a mianowicie 149 dolarów amerykańskich, stanowiących własność Misiaszka90.

W „Uzasadnieniu” tego wyroku sąd wyjaśnił:

W dniu 2 VI 1945 r. oskarżony Misiaszek Tadeusz jako członek AK, działając w ramach organizacji na polecenie swego d-cy, niejakiego Babuli, dokonał wraz z innymi członkami gwałtownego zamachu na funkcjonariusza PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, Rafała Tondryka […] Od III do VI 1945 oskarżony Misiaszek przechowywał bez zezwolenia władz pistolet Colt z nabojami, który otrzymał od Babuli, gdy ten wyjeżdżał do Krakowa. Po jego powrocie oskarżony oświadczył mu, że więcej do organizacji nie będzie należał a wówczas Babula polecił mu oddać broń Misiaszkowi Janowi, co też oskarżony uczynił. W VIII 1945 oskarżony ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną AK ze swej działalności i wyjechał do Kłodzka, gdzie pracował do VIII 1948 […] W tym czasie dowiedział się, że jest poszukiwany przez Władze Bezpieczeństwa i zaczął się ukrywać u swych krewnych […] W myśl ustawy amnestyjnej, korzysta z ochrony amnestii uczestnik związku, o celach politycznych, gdy zabił człowieka z pobudek politycznych w granicach działalności związku91.

Sylwetki sędziów WSR w Krakowie, wtórzy wydali wyroki śmierci w sprawie Tondryka92.

Jan Kołodziej

- od kwietnia 1946 r. sekretarz WSR w Krakowie, asesor WSR w Krakowie od 17 IX 1946 do 9 XII 1946 r., sędzia WSR w Krakowie od 10 XII do VIII 1950 r.;

- jako przewodniczący składu sędziowskiego

uczestniczył w wydaniu 25 wyroków

śmierci za działalność niepodległościową, 4 wyroki wykonano.

 

Tadeusz Makowski

- asesor WSR w Krakowie od 3 VII 1947 do

14 XII 1949 r., sędzia WSR w Krakowie od

15 XII 1949 do 15 VII 1955 r.;

- jako przewodniczący lub członek składu

sędziowskiego uczestniczył w wydaniu 16 wyroków śmierci za działalność niepodległościową, 8 wyroków wykonano.

 

Jak pisze wielokrotnie cytowana M. Żychowska, w ramach sprawy Akademia, ubecy zadali sobie trud zebrania informacji o działalności AK w poszczególnych gminach. Wiele wśród nich fantazji i nieścisłości, lecz nazwiska (a o te głównie chodziło) są prawdziwe. Byłych akowców śledzono przez całe lata. Jeszcze w październiku 1953 r. 26 informatorów, nastawionych na 1101 figurantów [tak nazywano osoby będące obiektem zainteresowania], zajmowało się rozpracowaniem 293 osób93.

Mimo że pozwolili pracować mojemu mężowi, to nie dano mu spokoju. Na początku przyjeżdżał do naszego domu jakiś osobnik z UB, który zawsze chciał rozmawiać z mężem na osobności, tak, że ja musiałam opuszczać pokój, w którym byli. Wypytywał męża o nazwiska tych, którzy należeli do AK. Mąż mu grzecznie odpowiadał, że nie zna nikogo z nazwiska, bo wszyscy w AK posługiwali się pseudonimami. Mąż mi powiedział, że ten młody człowiek nawet tego nie rozumie. Jednego razu podczas takich rozmów, słysząc za zamkniętymi drzwiami podniesione glosy przelękłam się bo mój mąż nigdy nie podnosił głosu do nikogo i weszłam z powrotem do pokoju, w którym oni byli. Mój mąż mówił: „Ile pan lat chodził do szkoły, bo czuję się jak bym rozmawiał z 10 letnim chłopcem, który chodzi do trzeciej klasy. Tu chodzi o to, że gdyby każdy akowiec miał własne nazwisko to by w przeciągu paru miesięcy Niemcy by nas rozpracowali i wyłupali wszystkich, więc ważne było żebyśmy znali tylko pseudonimy. To była tajna organizacja. Czy pan zdaje sobie sprawę, że ja sierżant a tamten major czy pułkownik mogliśmy mieć prywatne rozmowy? Wydal rozkaz i dowidzenia, a ja widzę, że pan nie ma pojęcia, o co pan pyta”. Ten osobnik podniósł się i wyszedł. Więcej go w domu nie widzieliśmy, ale chociaż minęło tyle lat te słowa mojego męża dźwięczą w mojej głowie, jakby to było wczoraj, bo nigdy nie słyszałam i nie widziałam mojego męża w takiej akcji. On nigdy nie podnosił głosu do nikogo – wspominała po latach Zofia Świerzb94.

Obszerny tom tajnych akt z lat 50. otwiera Wykaz b. aktywistów reakcyjnych i band, którymi należy się interesować operacyjnie. Wymieniono nazwiska, adresy i przynależność partyjną, nie tylko byłych AK-owców, ale i działaczy WiN, byłych PSL-owców, byłych granatowych policjantów - uzupełniane komentarzami, np. szwa­gier tego i tego, warchoł, b. członek bandy, b. obszarnik, kontakt z klerem, przeciwnik spółdzielni produkcyjnej itp. […] Kolejny Wykaz to nazwiska księży z pow. Dąbrowa Tarnowska w poszczególnych parafiach, następny - to Wykaz kleryków: 13 nazwisk i miejscowości, z których po­chodzą oraz miejscowości, w których przebywają w seminariach. Inne tajne akta obejmują Charakterystyki poszczególnych miejscowości, poczynając od samej Dąbrowy Tarnowskiej przez kolejne gminy, a nawet gromady95. Przykładowo - Gmina Mędrzechów: krypt. „Malwina”, dowódca Bolesław Babula „Malik” - 80 ludzi ujawniło się, 56 aresztowanych, 22 na Ziemie Odzyskane, 25 ukrywa się itd.96. Dla bliższego i dokładniejszego prowadzenia sprawy, sporządzono „Spis figurantów” według gromad, w których mieszkają oraz zestawienie informatorów. Poniżej wykaz obejmujący gminę Mędrzechów, z której w większości pochodzili wykonawcy wyroku na Tondryku97:

Gromada

Liczba figurantów

Pseudonimy informatorów

 

Grądy

8

-

Kupienin

10

-

Mędrzechów

35

-

Odmęt

3

-

Wólka Grądzka

7

-

Wólka Mędrzechowska

15

„Burza”

Wójcina

3

-

Razem

81

-

Z przedstawionego zestawienia widać, że jeszcze pod koniec lat czterdziestych, w orbicie zainteresowań bezpieki dąbrowskiej znajdowało się 81 osób (figurantów) tylko z jednej gminy. To, że lista zawiera tylko jednego informatora o pseudonimie „Burza, ulokowanego w Wólce Mędrzechowskiej, nie świadczy, że nie było ich więcej. W pobliskiej Skrzynce np. działało dwóch o ps. „Ruda” i „Sosna” (przynajmniej 1 to kobieta) na 24, a w Dąbrówkach Breńskich „Śmiały” i „Miecz” na 9 figurantów98.

W założonych przez UB „teczkach”, znajdujących się najczęściej w Wojewódzkich Urzędach Spraw Wewnętrznych [WSW], znajdują nazwiska, zarówno działaczy opozycji niepodległościowej (członkowie PSL, AK itp.), jak również kilku agentów i pracowników UB, łącznie z Rafałem Tondrykiem. Wynika z nich, że mieszkańcy gminy Mędrzechów byli w dużym stopniu inwigilowani przez „ubecję”. Spora rozbieżność terytorialna poszczególnych WUSW i ich oddziałów, wzięła się stąd, że po pierwsze część „podejrzanych” ukrywała się na tzw. Ziemiach Zachodnich i tam została zatrzymana, a po drugie w 1975 r., gdy w wyniku nowego podziału administracyjnego utworzono 49 województw, równocześnie zorganizowano w nich odpowiednie WUSW, do których przekazywano akta (stąd np. WUSW w Tarnowie, Koszalinie, Suwałkach itd.)99.

Organizacja młodzieżowa pod roboczą nazwą Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego [KZHP] powstała wiosną 1945 roku w Dąbrowie Tarnowskiej na bazie działającego tam w czasie okupacji Konspiracyjnego Hufca Harcerskiego [KHH] „Drewniaki”, który jako „Rój Szarych Szeregów” pełnił służbę pomocniczą, zwiadowczą i łączności na rzecz Komendy Obwodu „Drukarnia” Inspektoratu 16 pp AK100. Po wkroczeniu Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku i rozwiązaniu AK, KHH zawiesił swoją działalność pozostając jednak nadal w konspiracji. Z wiosną 1945 r. po pierwszej fali aresztowań żołnierzy AK przez NKWD i UB, ówczesny komendant podharcmistrz [phm] Roman Szpak ps. „Szczery” zaakceptował propozycję pozostałych członków komendy, tj. swojego z-cy phm Władysława Zawiślaka ps. „Wrzos” oraz członka Bronisława Fido ps. „Mściciel”, aby w tej sytuacji nie ujawniać organizacji, ale przystosować ją do prowadzenia działań w warunkach komunistycznej okupacji na rzecz pełnej suwerenności i niepodległości Polski. Przyjęcie tak radykalnej decyzji spowodował wrogi stosunek władz sowieckich do spraw polskich, do idei ZHP i do żołnierzy AK. Komenda miała działać w niezmienionym składzie, czyli oprócz wyżej wymienionych uzupełniał ją kwatermistrz Marian Golonka ps. „Dan”. Postanowiono, że organizacja będzie miała ściśle kadrowy charakter, a także by zachować posiadaną broń, ale wstrzymać się od udziału w akcjach zbrojnych do czasu otrzymania odpowiednich instrukcji. Do nowych zadań wytypowano i zaprzysiężono około 20 członków z pośród znacznie liczniejszej grupy, która działała w ostatnim roku okupacji. Byli to doświadczeni wywiadowcy, przeważnie po kursie zastępowych oraz instruktorzy po dwuletnim, gimnazjalnym Przysposobieniu Wojskowym [PW], natomiast pozostali mieli stanowić zaplecze. Organizacja dysponowała dobrą bazą sprzętową z powielarką na czele oraz bronią: pistoletami Parabellum, Steyer, Sauer 7mm, dwoma Naganami, jednym karabinem KBK i kilkunastoma granatami obronnymi. Jak się jednak okazało, taka forma działalności nie sprawdziła się, ze względu na znaczną migrację członków, która rozluźniła dyscyplinę. W tej sytuacji Komenda KZHP postanowiła na zebraniu 20 IV 1946 r. powołać (jako organ naczelny w miejsce jednoosobowego kierownictwa), 6-cio osobową Radę Organizacyjną [RO] w składzie: R. Szpak – przewodniczący, W. Zawiślak, B. Fido, M. Golonka, Józefa Golonka, ps. „Justyna” oraz skarbnik Władysław Domaradzki ps. „Wieczny”.

Roman Szpak

Bronisław Fido

Józefa Golonka

Marian Golonka

Rada Organizacyjna PSP [brak zdjęcia w. Domaradzkiego]

Z okazji ukonstytuowania się wydała następującą odezwę:

Druhowie! Stoimy w obliczu wielkich przemian, w obliczu walki chrześcijańskiej cywilizacji z pogańskim komunizmem. W walce tej nie możemy stać bezczynnie. Komunizm godzi bowiem w to, co dla nas jest najdroższe: Boga, Ojczyznę i Rodzinę. Żaden wysiłek w tych gigantycznych zmaganiach nie idzie na marne. Włączmy więc w tę walkę wszystkie nasze siły, wszystkie nasze zdolności i umiejętności, aby nie zaprzepaścić dotychczasowych naszych zdobyczy. Organizacja nasza podaje Wam sposób postępowania, waszym zaś obowiązkiem jest realizowanie go ściśle według rozkazów swoich dowództw. Zaczynając nowy okres żmudnej i ofiarnej pracy dla dobra Wiary i narodu przesyłamy Wam nasze staropolskie Szczęść Boże.

Jako władzę wykonawczą ustanowiono także funkcję Komendanta. Po ukonstytuowaniu się nowej struktury organizacyjnej, Komendantem mianowano phm W. Zawiślaka ps. „Boj”, „Wierny Boj”, „Izydor” oraz  potwierdzono zadania i cele, których fundamentem była praca wychowawczo-samokształceniowa młodzieży metodami harcerskimi oraz walka w obronie narodowych wartości w myśl hasła Bóg i Ojczyzna. Na wniosek wybranego Komendanta RO zatwierdziła zmianę nazwy organizacji na Polska Straż Przednia [PSP].

phm W. Zawiślak

phm E. Jaworski

Przyjęto również schemat organizacyjny oparty na drużynach i 5-cio osobowych zastępach w zakonspirowanych rejonach działania, których powołanie należało do kompetencji RO na wniosek Komendanta PSP, po zorganizowaniu przynajmniej jednej drużyny. Dąbrowa Tarnowska, jako centrum organizacji otrzymała nr I i kryptonim Gąszcz101. Obejmował on miasto i powiat Dąbrowa Tarnowska. W mieście działała drużyna złożona z 3 zastępów (około 18 osób), Zastęp Specjalny [ZS] utworzony celem przechowywania broni pozostający do dyspozycji komendanta PSP (5 osób) oraz zastępy kontaktowe (ZK) działające w Mędrzechowie, Żabnie i Kupieninie (około 12 osób). Jednocześnie Eugeniusz Jaworski ps. „Gwiazda” był drużynowym oficjalnie działającej gimnazjalnej drużyny ZHP im. Zawiszy Czarnego w Dąbrowie.

W czerwcu 1946 roku na polecenie RO Komendant W. Zawiślak udał się na inspekcję rejonów działania. Z raportu dla RO wynikało, że kadrowość organizacji nie była przestrzegana, lawinowo przybywało nowych członków, co wymagało natychmiastowego przeciwdziałania ze względu na wzmożone działania UB. Postanowiono utworzyć komórkę kontrwywiadu podległą komendantowi oraz umieścić w WUBP w Krakowie swojego człowieka. Został nim przyboczny Ryszard Ciepiela ps. „Wilk”, niestety 16 sierpnia 1946 r. został zatrzymany w Opolu. W konsekwencji dwa dni później został aresztowany w swoim mieszkaniu i przewieziony (po złamaniu nogi w czasie próby ucieczki) do szpitala w Krakowie W. Zawiślak. W następnych dniach aresztowano, w urządzonym przez funkcjonariuszy krakowskich „kotle” dwóch członków ZS Jana Dorosza ps. „Bohun”, „Mruk” i Józefa Pytkę ps. „Babinicz”, „Podstępny Jun”, a już 3 dni później rozpoczęły się aresztowania i rewizje w Dąbrowie Tarnowskiej. Aresztowano pozostałych członków ZS zastępowego Stanisława Kościuka ps. „Six”, Mieczysława Zawiślaka ps. „Pantera”, Tadeusza Gunię ps. „Tom Mix” oraz łącznika RO PSP Ignacego Trybowskiego ps. „Nemo”, „Błyskawica”. Pod koniec sierpnia został aresztowany R. Szpak.

Po wielomiesięcznym śledztwie stanęło przed WSR w Krakowie 10 osób, z których trzech sąd uniewinnił, czterech skazał na dwa lata w zawieszeniu, a dwóch głównych oskarżonych, tj.  Zawiślaka i Szpaka na 6 lat więzienia. Nie udało się aresztować większej części członków, w tym tych z RO: B. Fidy, M. Golonki, J. Golonki, komendanta rejonu phm E. Jaworskiego, jak również nikogo z zastępu terenowego w Mędrzechowie i Żabnie. Nie przejęto też zakonspirowanej broni, bazy magazynowej w Oleśnicy i archiwum PSP, które zniszczył Henryk Golonka ps. „Kruk”.

Ogółem do KZHP PSP w latach 1945-1949 należało około 190 osób z czego ponad 50 skazano wyrokami sądów wojskowych102. Jak ważna to była organizacja niech świadczy fakt, że przez cały okres istnienia PRL byli oni pod nadzorem Służby Bezpieczeństwa. Ostatnia charakterystyka PSP powstała 1982 r.

Podsumowując: Wychowani na przedwojennym ideale patriotyzmu zakorzenionego w rodzimej tradycji, a więc siłą rzeczy chrześcijańskiego harcerze, widzieli komunistyczną rzeczywistość jako gwałt i uzurpację. W Dąbrowie Tarnowskiej funkcjonowali pod szyldem jawnego ZHP [drużyna im. Zawiszy Czarnego E. Jaworskiego], ale właściwa praca wychowawcza odbywała się i niepodległościowa odbywała się  w ukryciu. Polegała najczęściej na małym sabotażu, tj. malowanie napisów, rozrzucanie ulotek, rozsyłanie do komunistycznych funkcjonariuszy listów z pogróżkami, gromadzenie broni na wypadek, nowej wojny (wierzono w III wojnę światową) itp. Prędzej czy później najbardziej aktywni zostali zatrzymywani, sądzeni i dostawali wyroki – przeważnie niższe niż żołnierze, działacze polityczni „dorosłej” konspiracji, ale też wysokie. W. Zawiślak np. dostał 6 lat, po amnestii zmniejszono mu karę do 3 lat. Gdy wrócił z Wronek do Dąbrowy Tarnowskiej, milicjant na posterunku, do którego się zgłosił, powiedział mu, że obowiązuje tajemnica o tym co działo się więzieniu.

Pisząc o podziemiu niepodległościowym i „żołnierzach wyklętych”, należy wspomnieć postać porucznika, kapelana AK ks. kanonika Wojciecha Zygmunta, który spędził w charakterze rezydenta w Woli Mędrzechowskiej i w Domu Spokojnej Starości w  Kupieninie 12 lat swojego życia. Najtragiczniejszym okresem w życiu księdza Zygmunta było jego aresztowanie przez UB, za wytknięcie nieludzkich zachowań wobec ludności łemkowskiej oraz kontakty z ks. Władysławem Gurgaczem ps.„Sem” (był przyjacielem i spowiednikiem księdza), który był kapelanem Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej103.

Ks. kanonik Wojciech Zygmunt104

Jak wspominał po latach Tadeusz Ryba ps. „Jeleń”, jeden z członków oddziału, ksiądz przekonywał do nieprzelewania niepotrzebnie polskiej krwi: „Odwiedzaliśmy aktywistów i ostrzegaliśmy. Musieli jeść legitymacje PPR-u. Dawaliśmy im nawet wody do popicia. Później wypinali się i dostawali 15-30 kijów. Sami sobie liczyli uderzenia. Nigdy nie wykonywaliśmy wyroków śmierci”105. O charakterze organizacji mówiły też przyjęte zwyczaje. Na przykład ceremonia składania przysięgi przez nowego członka przyjmowanego do organizacji silnie nacechowana była pierwiastkiem religijnym. Stałym elementem takiej uroczystości była Msza św., po zakończeniu której kapelan oddziału, trzymając w ręku krzyż, przyjmował przysięgę od kandydata na partyzanta. Słowa roty brzmiały następująco: „Przysięgam na zbawienie mej duszy, że będę wiernym Polakiem i katolikiem, będę walczyć z komunizmem i sumiennie wykonywać będę rozkazy przełożonych. Przysięgam zachować tajemnice organizacji”106.

 Ksiądz Władysław Gurgacz przed mszą dla oddziału Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców /IPN

Ks. W. Gurgacz przed mszą dla oddziału Polskiej Podziemnej [„Nasz Dziennik" 2017, nr 303].

Rozprawa grupy dowodzonej przez Stefana Balickiego „Bylinę”, nazywana „procesem ks. Gurgacza”, a w prasie także „procesem bandy ks. Gurgacza”, stała się pretekstem do rozpętania nagonki na Kościół katolicki. Przeprowadzono ją w sali nr 16 Sądu Okręgowego przy ul. Senackiej 1, choć w sprawie orzekał Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie. Przewodniczącym składu został szef WSR w Krakowie Stanisław Stasica, wspierał go – słynący z dyspozycyjności wobec partii – „sędzia” Ludwik Kiełtyka (znany nam ze sprawy Jachimka), a skład uzupełniał ławnik Mieczysław Motyczko. Oskarżycielem był szef WPR w Katowicach Henryk Ligięza – zaprawiony w rozprawach ze szczególnym rozgłosem. Proces szeroko relacjonowano w radio i prasie, okraszając teksty fotografiami oskarżonych, kąśliwymi komentarzami dyspozycyjnych dziennikarzy, a także – często zafałszowanymi „cytatami” z zeznań107.

Oddział Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej ('Ojciec' stoi w środku). Fot. arch. Opublikowano w 'Naszym Dzienniku', w numerze 303 (3016) z dnia 29-30 grudnia 2007 r.

Oddział partyzancki. Ks. Gurgacz stoi w środku [„Nasz Dziennik" 2017, nr 303]

Możemy jedynie domyślać się, jak mocno ks. Władysław Gurgacz musiał walczyć na sali rozpraw, skoro zmusił komunistów do sfałszowania protokołu rozprawy głównej. 13 sierpnia 1949 r., w ostatnim dniu procesu, po wystąpieniu prokuratora żądającego kary śmierci m.in. dla ks. Gurgacza, duchowny wygłosił ostatnie słowo. W protokole rozprawy zapisano: „osk. ks. Gurgacz Władysław – nie oświadcza się”. Niemniej biograf kapelana – Danuta Suchorowska – na podstawie relacji osób obecnych na procesie streściła niezwykle mocne ostatnie słowo księdza. Odnalezione niedawno zapiski anonimowego funkcjonariusza pionu śledczego bezpieki, potwierdzają tamte relacje108:

Ost[atnie] słowo Gurgacz – do oddz[iału] nie należał z przyczyn polit[ycznych], jest niewinny jako kapłan, zakonnik i Polak. Niewinny dlatego – bo działał w dobrej wierze. Niewinny wobec Kościoła. Do lasu został zabrany – przymus fizyczny i moralny. Zrobił błąd. Nie tylko może, lecz i powinien udać się do lasu, aby przeciwdziałać większemu złu [dopisek na marginesie: moralista]. Zamienił sukienkę duchowną na mundur polskiego żołnierza. Przeciwdziałał rozwojowi organizacji (gdyby nie on, byłoby nie 20, a cały batalion, całe Podhale). On chłopców umoralniał. Uważa, że wyraża przekonania większości narodu. Nie uznaje władz obecnych. Uważa się za przeds[tawiciela] 24 milj[onów] Polaków, którzy nie zgadzają się z obecną rzeczyw[istością] i modlą się o wolność. Iudica me deus [sic!] et discerne causam meam [łac.: Osądź mnie Boże i rozstrzygnij sprawę moją]109.

Według relacji zebranych przez D. Suchorowską, ks. Gurgacz miał w ostatnim słowie wypowiedzieć jeszcze kilka, niezwykle istotnych zdań: „Ci młodzi ludzie, których tutaj sądzicie, to nie bandyci, jak ich oszczerczo nazywacie, ale obrońcy Ojczyzny! Nie żałuję tego, co czyniłem. Moje czyny były zgodne z tym, o czym myślą miliony Polaków, tych Polaków, o których obecnym losie zadecydowały bagnety NKWD. Na śmierć pójdę chętnie. Cóż to jest zresztą śmierć?… Wierzę, że każda kropla krwi niewinnie przelanej zrodzi tysiące przeciwników i obróci się wam na zgubę”110.

Dzień później 14 sierpnia 1949 r. WSR w Krakowie wydał wyrok. Na śmierć skazano ks. Gurgacza, Stefana Balickiego „Bylinę”, Stanisława Szajnę „Orła” i Michała Żaka skazani. Karę 15 lat więzienia otrzymał Leon Nowakowski, natomiast na 12 lat zasądzono Adama Legutkę. Skazanych osadzono następnie w tzw. bloku śmierci Centralnego Więzienia Montelupich w Krakowie. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski, o którą zresztą ks. Gurgacz nie prosił. Ksiądz Wojciech Zygmunt, świadek działalności ks. Gurgacza, nie kryjąc fascynacji postawą swego przyjaciela, napisał: „Dla wielu więźniów w obliczu grozy śmierci bladły ideały patriotyzmu i wielkodusznej ofiary z życia. Śp. ks. Gurgacz do ostatniego momentu z życia złożonego na ołtarzu wierności Bogu, Ojczyźnie i swoim podopiecznym czynnie dokumentował swój heroizm. Za tę bohaterską postawę i nieskazitelne życie należą mu się nie tylko pamiątkowe tablice w świątyniach polskich, ale wyniesienie na ołtarze i zaliczenie w poczet świętych Kościoła rzymskokatolickiego”111.

Protokół z wykonania kary śmierci na ks. W. Urgaczu [IPN]

Wyrok na wszystkich skazanych został wykonany 14 września 1949 r. na podwórku więzienia przy ul. Montelupich112. Według relacji naocznego świadka egzekucji wykonano ją „strzałem katyńskim”, w tył głowy. Należy zatem uznać, że katem wykonującym wyrok komunistycznego trybunału był Władysław Szymaniak, wpisany w protokole jako „dowódca plutonu egzekucyjnego”. Obecni przy wykonaniu wyroku byli: prokurator WPR w Krakowie Zenon Grela, naczelnik więzienia Władysław Pestka, stwierdzający zgon, lekarz więzienny Eryk Dormicki oraz dr Ernest von Beple, Niemiec, skazany za zbrodnie popełnione w Auschwitz i powieszony w grudniu 1949 r., który uczestniczył w egzekucji tylko dlatego, żeby po jej zakończeniu wyręczyć strażników więziennych w czynności włożenia ciał do worków i zniesienia do piwnicy113.

Sylwetka sędziego WSR w Krakowie Władysława Stasicy114

Władysław Stasica

- szef WSR w Krakowie od 16 IX 1947 do

30 XII 1952 r.;

- jako przewodniczący składu sędziowskiego

uczestniczył w wydaniu 9 wyroków

śmierci za działalność niepodległościową,

8 wyroków wykonano

 

Na 6 lat więzienia został skazany ks. W. Zygmunt. Karę odbywał w więzieniu we Wronkach, gdzie jak wspominają współwięźniowie, „opiekował się duchowo współwięźniami i dzielił się nimi każdym kęsem czarnego chleba”115. Zmarł w Święto Przeniesienia Pańskiego, 6 VIII 2002 r., w 91 roku życia i 67 kapłaństwa. Główne uroczystości pogrzebowe odbyły się w Gołkowicach koło Starego Sącza. Tamtejszy kościół nie mógł pomieścić wszystkich, którzy przybyli, by towarzyszyć mu w ostatniej drodze, a uroczystościom pogrzebowym przewodniczył bp Jan Styrna, który w swojej mowie, „wspomniał również o wielkim patriotyzmie zmarłego i o jego posłudze najpierw jako kapelana Armii Krajowej, a następnie zaś podczas działalności w szeregach organizacji niepodległościowych”. Refleksja ks. Biskupa ukazała postać księdza – patrioty, który nigdy nie dbał o dobra ziemskie – gdyż nawet odszkodowanie za pobyt w więzieniu przekazał na cele charytatywne – a który miał serce otwarte na potrzeby innych i umiał im służyć.

Podczas uroczystości mowy wygłosili przedstawiciele parafii, w których pracował ks. Zygmunt. W imieniu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej zmarłego pożegnał płk Zdzisław Baszak, zaś w imieniu współwięźniów z Wronek – członek Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego ppor. Czesław Knapik  Nad trumną pochyliły się sztandary kół ŚZŻAK z Tarnowa, Nowego Sącza, 16 Pułku Piechoty, a także proporce miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej.

Pole tekstowe:  
Władysław Kabat
Władysław Kabat „Brzechwa” ur. 8 lipca 1906 r. w Miechowicach Małych. Walczył w kampanii wrześniowej w składzie 33 Dywizji Piechoty. Po 5 dniach niewoli niemieckiej zbiegł w dniu 2 października 1939 w Ostrowcu Świętokrzyskim. W październiku 1939 rozpoczął pracę konspiracyjną w ramach Stronnictwa Ludowego, a następnie ZWZ, AK i BCH na terenie powiatów Dąbrowa Tarnowska i Tarnów. W okresie od 1940 do kwietnia 1943 był komendantem Obwodu AK Dąbrowa Tarnowska kryp. „Drewniaki”, w Inspektoracie AK Tarnów, a następnie został przeniesiony do dyspozycji Komendy Okręgu AK Kraków i wyznaczony na stanowisko inspektora z zadaniem prowadzenia akcji scaleniowej Batalionów Chłopskich z Armią Krajową. W czerwcu 1944 r. został wyznaczony przez dowództwo Armii Krajowej na dowódcę osłony Akcji Most III, lądowiska „Motyl” i jego okolic. Po wejściu Armii Czerwonej wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, gdzie od czerwca 1945 do kwietnia 1946 pełnił obowiązki szefa sztabu 37 pułku piechoty. 10 października 1945 r. został przeniesiony na stanowisko dowódcy 3 batalionu, a 5 dni później ujawnił swoją działalność w AK, jednak podejrzenia przez Informację Wojskową o przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych [NSZ] doprowadziły do jego aresztowania. Więziony przez UB za swą przynależność do AK przeszedł tzw. „golgotę wrocławską” gdzie był przesłuchiwany w sposób wprost niewiarygodny116. Po 13 miesiącach został zwolniony z więzienia UB bez rozprawy, ale był już tylko „cieniem człowieka”. Okropne doświadczenia więzienne przyczyniły się do amputacji obu nóg oraz spowodowały wiele innych schorzeń. Po śmierci w 1980 r. został pochowany na cmentarzu w Sobótce117.

W 1939 r. Polska jako państwo i Polacy jako naród zdecydowali się zbrojnie walczyć o niepodległość. Rok 1944 czy 1945 nic nie zmienił w tym aspekcie – zmienił się tylko przeciwnik. Problem zasadniczy, czyli walka o niepodległość, pozostał. Tak było to rozumiane przez zdecydowaną większość tych, którzy czynnie chcieli występować przeciwko okupantowi, niezależnie od tego, kto nim był. To jest sprawa zasadnicza. Ci, którzy stali wyżej w hierarchii konspiracyjno-politycznej, musieli w swoich kalkulacjach uwzględniać czynniki polityczne, ci postawieni niżej byli w bardziej komfortowej sytuacji – wiedzieli, że cel nie został jeszcze osiągnięty, i chcieli pracować na  rzecz jego osiągnięcia.

Po drugiej stronie znaleźli się ich przeciwnicy polityczni, zarówno ideowi, przedwojenni komuniści, jak i karierowicze, typowi sadyści i degeneraci118. Raz jedyny jak dotąd, stanowisko w sprawie zbrodniczego charakteru działalności komunistycznego aparatu bezpieczeństwa zajął Sejm RP w 1994 r. W uchwale przegłosowanej 16 listopada stwierdzono: „Sejm Rzeczypospolitej Polskiej stwierdza, że struktury UB, Informacji Wojskowej, prokuratury wojskowej i sądownictwa wojskowego, które w latach 1944–1956 były przeznaczone do zwalczania organizacji i osób działających na rzecz suwerenności i niepodległości Polski, są odpowiedzialne za cierpienie i śmierć wielu tysięcy obywateli polskich”119.

Na zakończenie przytoczmy słowa Stanisława Mikołajczyka, który znajdował się w centrum omawianych wyżej wydarzeń:

System komunistyczny, którego celem jest opanowanie świata, określa siebie mianem „demokracji ludowej”. W rzeczywistości jest on czerwonym faszyzmem. Zasłaniając się sloganami wolności, posługuje się gwałtem i terrorem. Głosi równość wszystkich ludzi, nie uznając podstawowych praw indywidualnych człowieka .Depcze jego poczucie godności, demoralizuje duszę i dzieli ludzi na uprzywilejowaną mniejszość i „pospolitą” większość, która musi służyć. Pozuje na zwiastuna prawdy, a poniża i hańbi jej najszlachetniejsze hasła, szerząc kłamstwa w całym świecie. Udając, że zwalcza wyzysk kapitalistyczny, tworzy najgorszego typu kapitalizm państwowy, zaprzęgając do swego kieratu całą władzę wykonawczą, wszystkie przywileje i siłę aparatu rządowego. Używając uzbrojonych organów władzy, pozbawia obywatela praw, wszelkiej inicjatywy i uczciwego zysku. Po prostu zmienia go w niewolnika. System ten powinien być zwalczany przez wszystkich wolnych ludzi i to systematycznie, mądrze i efektywnie. Bo zwycięstwo komunizmu oznacza chaos w świecie, a dla ludzkości nędzę i morze krwi bratniej, która płynąć będzie nieustannie i to nie na polach walki, a w więzieniach, obozach koncentracyjnych i na miejscach kaźni.”

S. Mikołajczyk, Polska zgwałcona, Chicago 1981.

Od autora

Zapamiętaj szanowny czytelniku te słowa, zapamiętaj i odnieś je do sytuacji z jaką od dawna mamy do czynienia w Europie Zachodniej, a ostatnio i w Polsce, gdzie lewacka mniejszość narzuca swoją ideologię (pod hasłami obrony wolności jednostki) zdecydowanej większości. Obecnie, tak jak po zakończeniu II wojny światowej, toczy się walka ideologiczna. Staje się ona coraz bardziej krwawa [wydarzenia w Białymstoku, ataki na księży i kościoły]. Ktoś z zewnątrz wyraźnie gra na emocjach Polaków. Nie brakuje i rodzimych sprzedawczyków, których zresztą w historii naszej Ojczyzny nigdy nie brakowało. Przypomnij sobie słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego, który kiedyś powiedział, że ten, kto będzie chciał zniszczyć Naród Polski, rozpocznie od Kościoła. Wobec tego, co przeczytałeś w artykule odnośnie metod pracy stosowanych przez UB (później SB), zadaj sobie pytanie, czy służby te nie instalowały swoich agentów wśród duchowieństwa? Teraz ci agenci kompromitują wszystkich księży, by rozbić Kościół od wewnątrz i skompromiotować go w oczach społeczeństwa. Przecież identyczna sytuacja miała miejsce zaraz po wojnie, kiedy w podobny sposób kompromitowano żołnierzy AK, i to tak skutecznie, że odwracały się od nich nawet własne rodziny.

W tej sytuacji nie można stać z boku i trzeba opowiedzieć się po słusznej stronie. Tak już widocznie musi być w naszej Ojczyźnie, że każde pokolenie musi coś udowadniać.

Przypisy

1.       Ostatni żołnierz antykomunistycznego podziemia Józef Franczak „Lalek: poległ w walce ze Służbą Bezpieczeństwa w październiku 1963 roku we wsi Majdan w województwie lubelskim.

2.       F. Musiał, Wierni testamentowi Polski niepodległej, „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2008, nr 1-2.

3.       Za: Z. Zimowski, Pod opieką matki i królowej. Historia parafii Mędrzechów (1917-1992), Kraków 1992, s. 44.

4.       Kronika Szkolna Szkoły Powszechnej w Woli Mędrzechowskiej.

5.       Izba Pamięci Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w Tarnowie [dalej: IPAKTr.], Placówka Armii Krajowej „Malwina” [PAKM], nr 9.

6.       W. Machejek, Z pola walki w szeregi milicji. W imieniu prawa, Kraków 1959, s. 30.

7.       Archiwum Narodowe w Krakowie Oddział w Tarnowie [dalej: ANT], Teki ppłk „Mirosława” S. Musiałka-Łowickiego [dalej: Teki], sygn. 33/504/10, Raport od 29 XI 1944 r.

8.       J. Kozaczka, Dla nich po „wyzwoleniu” nastąpiła niewola, „Powiśle Dąbrowskie” 1993, nr 6.

9.       Za: M. Żychowska, Represje komunistyczne w Tarnowskiem 1945-1956 [dalej: Żychowska], T. III. Miasto i powiat Dąbrowa Tarnowska [dalej: MDT], Kraków 2016, s. 30.

10.    Tutaj należałoby wspomnieć, że II armia WP gen. Świerczewskiego w 60% składała się z żołnierzy AK zaprawionych w walce z niemieckim najeźdźcą

11.    Stefan Musiałek-Łowicki „Bożymir”, „Dobrogost”, „Mirosław”, „Mucha”, „Poręba”, „Włodzimierz”, (1896 - 1986), legionista, oficer AK. Wiosną 1940 r. objął stanowisko zastępcy inspektora Inspektoratu ZWZ Rzeszów, mjr. Stanisława Ruśkiewicza (ps. „Floriana” . Po aresztowaniu mjr. Ruśkiewicza w marcu 1941 r. utracił czasowo kontakt z Komendą Okręgu AK Kraków. Po wznowieniu kontaktu, od maja do lipca 1942 r., był zastępcą inspektora Inspektoratu AK Tarnów. W maju tego roku przeprowadził kontrolę terenu Inspektoratu. Od 1 lipca 1942 do 18 stycznia 1945 był trzecim kolejnym inspektorem Inspektoratu AK Tarnów. Rozkazem KG AK z 21 lipca 1943 r. został awansowany do stopnia ppłk. ze starszeństwem z 11 listopada 1943 r. Pod koniec 1943 r. uczestniczył w podpisywaniu umowy scaleniowej z BCh w Obwodzie Dąbrowa Tarnowska. http://krakowianie1939-56.mhk.pl/pl/archiwum,1,musialek-lowicki,6495.chtm, dostęp: 25 VII 2019.

12.    Wspomnienia Zofii Świerzb z domu Misiaszek, spisane przez córkę Alicję Morawiec w maju 2005 r. [dalej: WZŚ]. Autor serdecznie dziękuje Pani Alicji Morawiec (zam. USA), za udostępnienie materiałów.

13.    Żychowska, MDT, s. 40.

14.    ANT, Akta Gminy Szczucin [dalej: AGS], sygn. Gm.Sz.26, Pismo z dn. 30 czerwca 1945 r. z Ministerstwa Aprowizacji i Handlu.

15.    Tamże, sygn. Gm.Sz.26, Zarządzenie Wójta Gminy Szczucin z dn. 13 VII 1945 r.

16.    Tamże, Pismo z UWKr z dn. 15.09. 1945 r.

17.    Tamże, Wykaz różnych przedmiotów, żywności i inwentarza zabranych bez odszkodowania przez Armię Czerwoną na terenie gminy Szczucin.

18.    ANT, AGS, sygn. Gm.Sz.26, Wykaz różnych przedmiotów, żywności i inwentarza zabranych bez odszkodowania przez Armię Czerwoną na terenie gminy Szczucin.

19.    Żychowska, MDT, s. 91.

20.    Instytut Pamięci Narodowej [dalej: IPN]. Dokumenty przechowywane i udostępniane są w Oddziałowych Biurach Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów [dalej: OBUiAD] Krakowie, sygn. Kr 056/3, T. I, k. 262. Raporty i meldunki specjalne Kierownika WUBP w Krakowie za rok 1945 dotyczące zwalczania zbrojnego podziemia niepodległościowego na terenie województwa. Wydaje się, że wymienione ogłoszenie było wydrukowane przez Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego [KZHP], który, jak wynika z opracowania Władysława Zawiślaka dysponował powielaczem. W. Zawiślak, Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego. Polska Straż Przednia 1945 -1949 [dalej: Zawiślak PSP]. Opracowanie dostępne w Internecie na stronie https://docplayer.pl/9393076-Konspiracyjny-zwiazek-harcerstwa-polskiego-p-o-l-s-k-a-s-t-r-a-z-p-r-z-e-d-n-i-a-1945-1949.html, dostęp: 28 VII 2019.

21.    A. Skowron, Obwód Dąbrowa Tarnowska AK-WiN 1944-1948, „Rocznik Tarnowski” 2009, nr 14.

22.    ANT, AGS, sygn. Gm. Sz. 26, Wykaz Milicji Miejskiej miasta Szczucina.

23.    L. Bąk, A. Gadziała, E. Panek, Kształtowanie się władzy ludowej w powiecie Dąbrowa Tarnowska w latach 1945-1948 [dalej: BGP], [w:] Dąbrowa Tarnowska. Zarys dziejów miasta i powiatu, red. F. Kiryk, Z. Ruta, Warszawa-Kraków 1974, s. 654.

24.    Żychowska, MDT, s. 30.

25.    Tamże, s. 40; Zob. Dokumentacja gmin zbiorowych, dostępna w ANT.

26.    ANT, Akta Gminy Mędrzechów [dalej: AGM], sygn. Gm.Md.17.

27.    Tamże.

28.    Żychowska, MDT, s. 107.

29.    ANT, AGM, sygn. Gm.Md.17;

30.    OBUiAD w Szczecinie, sygn.  Sz 008/858.

31.    Do Polski nie wrócił z tej grupy O. Bałko. W 1957 r. na usilne starania znajomych z ZSRR przysłano zaświadczenie o śmierci: „Bałko Orest Władimirowicz zmarł 17 VII 1948 roku”. J. Kozaczka, dz. cyt.

32.    Żychowska, MDT, s. 102.

33.    Z. Baszak, Placówka AK „Malwina”, Tarnów 1992, s. 76; Według zeznań bratanka Andrzeja Boducha, „był bardzo sprawny fizycznie i bohaterski. Z opowiadań wiem, że był indywidualistą, chodził własnymi ścieżkami. Był wysportowany, mimo ogólnie niskiej kultury fizycznej, jaka panowała w ówczesnym społeczeń­stwie. Jakby przeczuwał, że to będzie mu potrzebne. Opowiadano, że zdarzało się, że ratował ludzkie życie, skacząc w otchłań z mostu na Wiśle w Szczucinie. Uratował Skwarka, który był potem jednym z jego oprawców. W czasie wojny działał w AK i w końcu wojny to on podjął decyzję o nie informowaniu oddziałów radzieckich ze względu na brak Niem­ców. To spowodowało, że tereny te zostały oszczędzone i nie uległy zniszczeniu. Wielka w tym jego zasługa […] był wzywany przez ówczesne władze do złożenia broni. Tego jednak nie zrobił i nadal kontynuował działalność niepodległo­ściową. Reakcją ówczesnej władzy było wysłanie plutonu egzekucyjnego do miejsca jego zamieszkania w Odmęcie […] Stryj w dniu zdarzenia wracał do domu, przebywał poza nim i został namie­rzony przez ubeka na drodze do domu. Gdy zorientował się, że został otoczony, zaczął uciekać do domu, gdzie miał broń. Został postrzelony w kolano, co unie­możliwiło mu dalszą ucieczkę”. Za: Żychowska, MDT, 149-150.

34.    Tamże.

35.    Przed prokuratorem IPN wspominała również Teresa Boduch, bratanica: „W chwili zgonu Stryja ja miałam niecałe 4 lata, stąd siłą rzeczy moja wiedza bezpośrednia jest nikła […] Wiem, że brat Józef dysponuje fotografią stryja, jak i książką, zawierającą fragmenty dotyczące działalności niepodległościowej Ignacego Boducha  […] Wiem, że był bardzo odważnym człowiekiem. Opo­wiadano, że był wysportowany i był wspaniałym pływakiem. W czasie powodzi uratował życie kilkudziesięciu osobom. Relacjonowano, że stryj niejednokrotnie przepływał Wisłę bardzo w tym miejscu szeroką, aby dostarczyć broń innym oddziałom partyzanckim. Wiem, że stryj był muzycznie uzdolniony i wyrabiał piękne meble […] Stryj zginął w okolicy domu w miejscowości Odmęt. Mówiono, że dostał 14 kul w piersi. Ja pamiętam to jako dziecko. Bo nie mogłam pojąć, w jaki sposób te kule w jego piersi się zmieściły. Najpierw postrzelono go w kolano, a gdy nie mógł już uciekać, oddano do niego 14 strzałów w pierś. Opowiadano, że prosił o wodę i księdza, ale mu odmówiono. Na zdjęciu, które widziałam, przedsta­wiającym stryja w trumnie, widziałam na jego czole czarne zakola, ślady od butów. Już po śmierci został bowiem zdeptany. Mówiono, że zastrzelił go Aloj­zy Gadziała. Mój tato miał jeszcze brata, Józefa Boducha. Był on misjonarzem i lotnikiem. Widziałam go na zdjęciu przy samolocie bojowym. Mam jedno jego zdjęcie w mundurze lotnika, a kolejne w sutannie […]  Od 1945 r., jak mówiła ciocia Kolanowa, nie było od niego jakiejkolwiek wiadomości, zresztą nie ma jej do dzisiaj”. Tamże, s. 150-151.

36.    Tamże, s. 151.

37.    W szczytowym okresie rozwoju tj. w 1944 r. obwód dąbrowski liczył około 1900 żołnierzy zorganizowanych w 25 plutonach.

38.    A. Skowron, dz. cyt.

39.    Żychowska, MDT, s. 56-57.

40.    A. Skowron, dz. cyt.

41.    M. Wenkler, Józef Jachimek „STALIN”, [w]:Zapomniani wyklęci. Sylwetki żołnierzy powojennej konspiracji antykomunistyczne, red. J. Bednarek, M. Biernat, Warszawa 2019, s. 133-147.

42.    Tamże.

43.    Tamże.

44.    Skazani na karę śmierci  przez Wojskowy sad Rejonowy w Krakowie w latach 1946-1955 [dalej: WSR Kr.], Kraków 2008.

45.    Tamże.

46.    M. Wenkler, dz. cyt.

47.    Tamże.

48.    Tamże.

49.    Chrabąszcz, Ciężkie zmagania, [w:] Drogi nowego życia. Wspomnienia peperowców, oprac. D. Rybarczyk, J. Babicki, Kraków 1962; Ignacy Chrabąszcz, s. Stanisława, ur. 18.01.1909 r. w Maniowie,  OBUiAD, w Krakowie, sygn. IPN Kr 057/259.

50.    IPAKTr., PAKM, nr 9.

51.    Tamże.

52.    Tamże, nr 61.

53.    OBUiAD w Krakowie, sygn. IPN Kr 109/19, k. 118. Akta sprawy przeciwko W. Dynakowi,. Protokół rozprawy 30 I 1946 prowadzony przez Wojskowy Sąd Okręgowy w Krakowie.

54.    Tamże, sygn. IPN Kr 075/18, T. IX, Sprawa obiektowa kryptonim „Akademia” dot. byłych żołnierzy Armii Krajowej z okręgu krakowskiego, k. 2; Zob. też: Tamże, w Warszawie, sygn. IPN BU 0172/91, Charakterystyka Nr 91, nazwa organizacji: Malwina, dowódca: Babula Bolesław ps. Malik, okres działalności: styczeń 1945 r. - wrzesień 1946 r., obszar działalności: pow. Tarnów, Dąbrowa Tarn., Brzesko, rodzaje dokumentów: charakterystyka, kwestionariusze osobowe, karty na czyn przestępny, uwagi do charakterystyki. Materiały opracowane przez Wydział „C” Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej / Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Krakowie na potrzeby Wydziału II Biura „C” MSW.

55.    Żychowska, MDT, s. 103.

56.    Skowron, dz. cyt.

57.    Jak pisze M. Żychowska w rozmowie z nią T. Musiał potwierdził, że tak rzeczywiście było. Żychowska, MDT, s. 104 oraz przypis 343.

58.    Uczestnicy akcji według dotychczasowych informacji: Burzec Kazimierz, Bułat Ludwik, Curyło Stanisław, Chłoń Piotr, Dudek Władysław, Dudek Zygmunt, Dynak Jan, Dynak Stanisław, Dynak Wojciech, „Dymus”, Dzięgiel Zbigniew, Kiełbasa Władysław, Kądzielawa Józef, Kozaczka Józef, Kupiec Leon, Kowal Józef, Kowal Mieczysław, Kowal Władysław „Kwiatek”, Łazarz Alojzy, Machaj Jan, Misiaszek Tadeusz „Mit”, „Żuk”, Morawiec Zygmunt, Musiał Tadeusz „Zarys”,  Niejadlik Tadeusz, Płaneta Stefan, Pyrczak Stanisław, Ryczek Ludwik, Rygielski Stanisław, Ryczek Leon „Ryba”, Rzepka Andrzej, Sarat Bolesław, Sarat Franciszek, Skowyra Mieczysław „Skoczek”, Socha Jan, Soja Bronisław, Szkotak Wincenty, Szkotak Henryk, Szlosek Jan, Surowiec Antoni „Sęk”, Surowiec Stefan „Sosna”, Warzecha Stanisław, Węgiel Józef, Węgiel Antoni „Bartnik”, Witaszek Czesław, Zych Tadeusz, Zych Aleksander. Tamże, s. 109-110.

59.    Zob. http://www.muzeum-ak.krakow.pl/newsysn/formatka.php?idwyb=537, dostęp: 25 VII 2013.

60.    A. Skowron, dz. cyt.

61.    Tamże.

62.    Por. Żychowska, MDT, s. 106.

63.    WZŚ.

64.    OBUiAD w Krakowie, sygn. IPN Kr 015/2, T. III, k. 26.

65.    Tamże.

66.    Chrabąszcz, dz. cyt.; Sprawa jest niejasna, gdyż ze wspomnień świadków wynika, że „wszyscy więźniowie zostali uwolnieni, pozostało tylko dwóch żołnierzy niemieckich, którzy nie chcieli opuszczać więzienia (rozwozili wodę ze studni w rynku do UB i MO bez dozoru)”. Za: Żychowska, MDT, s. 106; W. Dynak zeznał jednak, że po akcji kpt. Franciszek Wiatr ps. Duch miał czynić mu wymówki, że wypuścił wszystkich, a nie tylko akowców. OBUiAD w Krakowie, sygn. IPN Kr 109/19, k. 118.

67.    IPAKTr, PAKM, nr 17.

68.    Tamże, nr 45.

69.    Tamże, nr 8.

70.    A. Skowron, dz. cyt.

71.    M. Korkuć, Niepodległościowe oddziały partyzanckie w Krakowskiem (1944-1947) , Kraków 2002.

72.    Relacje ustne mieszkańców gminy Mędrzechów spisane w latach 90. W posiadaniu autora.

73.     Struziak, Gmina Mędrzechów. Dzieje wsi i gminy do 1948 roku, [w druku].

74.    ANKr, Wojskowy Sąd Rejonowy [dalej: WSR], sygn. Sr 871/48; WSR Kr.

75.    Wstąpił do UB w Dąbrowie Tarnowskiej 9 lutego 1945 r. Od dziecka dążyłem do ustroju demokratycznego i żądu (sic!) robotników - napisał. Był tam wartownikiem. Po przeszkoleniu w Szkole Centralnej w Łodzi awansowany do stopnia chorążego, od 1 lipca 1945 r. st. ref. PUBP w Nowym Targu, potem w Dąbrowie Tarnowskiej, a od sierpnia 1949 r. przeniesiony do Tarnowa. Zob. Żychowska, MDT.

76.    Tamże, s. 106, s. 114.

77.    OBUiAD w Krakowie, sygn. IPN Kr 015/2, T. III, k. 27; IPN Kr 074/260, T. III, k. 126.

78.    Tamże.

79.    W swoich zeznaniach T. Misiaszek twierdził, że rozkaz otrzymał od S. Babuli „Malika” i taką wersję przyjął sąd. Za: Żychowska, MDT, s. 118; W uzasadnieniu wyroku przeciwko W. Dynakowi załączono natomiast oświadczenie: „Stwierdzam, że wypuszczenie więźniów politycznych w Dąbrowie Tarnow­skiej, które miało miejsce z 9 na 10 maja 1945 r., dokonane zostało na pole­cenie byłego Komendanta Obwodu AK Ducha, o czym dowiedziałem się po wypuszczeniu mnie z więzienia - Marcin Dzięgiel, Oleśnica 23 I 46”. Za: Taż, , s. 121.

80.    Tamże, s. 114.

81.    Tamże, s. 114-115.

82.    Tamże, s. 115.

83.    Struziak, dz. cyt.

84.    ANKr, WSR, sygn. Sr 871/48.

85.    Tamże.

86.    WSR Kr

87.    Zob. Żychowska, MDT, s. 117.

88.    Skowron, dz. cyt.

89.    Tamże.

90.    Por. Żychowska, MDT, s. 118-119.

91.    Tamże.

92.    WSR Kr

93.    Żychowska, MDT, s. 42.

94.    WZŚ; Zob. Aneks 1.

95.    Por. Żychowska, MDT, s. 43.

96.    OBUiAD w Krakowie, sygn. IPN Kr  075/18, T. IX, k. 2.

97.    Żychowska, MDT, s. 47-48.

98.    Tamże.

99.    OBUiAD w Gdańsku [IPN Gd] i Delegatura w Bydgoszczy [IPN By]; Krakowie [IPN Kr]; Łodzi [IPN Ld]; Warszawie[IPN BU]; Poznaniu [IPN Po]; Rzeszowie [IPN Rz]; Szczecinie [IPN Sz]; Wrocławiu [IPN Wr]; Sąd Powiatowy w Dąbrowie Tarnowskiej [SPDT].

100. Tamże.

101. Zarys działalności KZHP i PSP (wraz z ikonografią) opracowano korzystając z: Zawiślak PSP, Tenże, Na Jej zew... Relacje i konfrontacje po latach, Kraków 2011.

102. Pozostałe numery i kryptonimy: II. Browar - Tarnów III. Jezioro - Śrem IV. Odra - Nowa Sól Kożuchów V. Gmach -Opole VI. Dworzec -Kudowa VII. Wisła – Kraków. ZHP reaktywował swą działalność w marcu 1945 r. W składzie Komendy Huf­ca znaleźli się: Eugeniusz Jaworski jako komendant i Zbigniew Starzyk, Jan Boj­ko, Bogusław Trybowski, Roman Szpak, Bogusław Wesoły. ZHP liczył 400 członków w 9 drużynach. BGP, s. 660.;

103. Zob. Aneks 2.

104. M. Żelazny, Starty dla Boga i Ojczyzny Ks. Władysław Gurgacz (1914-1949) „Nasz Dziennik" 2017, nr 303.

105. Syn Jana i Marii z domu Plata. Urodził się 05. III. 1911 r. w Gaboniu. Po złożeniu egzaminu dojrzałości (1930 r.) w Tarnowie wstąpił do Seminarium Duchownego. Święcenia kapłańskie przyjął 29. VI 1935 r. z rąk bpa Franciszka Lisowskiego. Pracował jako wikariusz w następujących parafiach: Moszczenica (od 01.08. 1935 r.), Szczawnica (od 18.04.1941 r.), Przyszowa (od 02.09.1941 r.). Z kolei od 12.05.1942 r. był administratorem parafii Szczawnica, później zaś (od 13.10.1945 r.) proboszczem w Żegiestowie. Po aresztowaniu przez UB, w latach 1949 – 1953 przebywał w więzieniu we Wronkach. Po zwolnieniu podjął obowiązki proboszcza w parafii Ochotnica Dolna (od 18.09. 1953 r). Następnie w latach 1977-1981 pełnił obowiązki wicedziekana dekanatu Krościenko. Przeszedł na emeryturę 07. 08.1981 r. i zamieszkał na terenie Ochotnicy Dolnej a następnie Woli Mędrzechowskiej, gdzie przebywał do 01.09.1997 r., po czym zamieszkał w Domu Opieki Społecznej w Kupieninie. K. Struziak, dz. cyt.

106. Żelazny, dz. cyt.

107. Tamże.

108. Tamże.

109. Tamże.

110. D. Suchorowska, Postawcie mi krzyż brzozowy, Kraków 1999.

111. Tamże.

112. Żelazny, dz. cyt.

113. Zob. Aneks 3.

114. Z jego opowiadań, którymi podzielił się z innymi więźniami, wynika, że ks. Gurgacz odmówił zawiązania sobie oczu i patrzył w twarz swemu oprawcy. Ten, zapewne skonsternowany i mocno zdenerwowany, chybił za pierwszym razem i kula tylko zraniła kapłana, nie powodując jednak jego zgonu. Kolejny, dobijający strzał, oddany po zgładzeniu Balickiego i Szajny, okazał się już śmiertelny. M. Żelazny, dz. cyt.

115. WSR Kr.

116. Zob. Aneks 4.

117. Golgota wrocławska 1945-1956, oprac. K. Szwagrzyk, Wrocław 1995; Zob. Aneks 5.

118. Centralne Archiwum Wojskowe, Akta personalne, sygn. 1449/70/236.

119. Aneks 6.

120. Aneks 7.

Aneksy

1.

Wspomnienia Zofii Świerzb (z domu Misiaszek) z okresu drugiej wojny światowej.

Spisała Alicja Morawiec (z domu Świerzb).

[…] Po tym mój mąż był kilkakrotnie wzywany do powiatowego komitetu partii gdzie znowu chciano z niego wydobyć nazwiska wyższych oficerów, z którymi miał kontakt jako kurier AK. Odpowiedział im to samo. „Nie zna i nigdy nie wiedział”. Kiedy w powiatowym komitecie partii nie mogli nic z mojego męża wydobyć został wezwany do wojewódzkiego komitetu partii. Obiecywano mu przysłowiowe złote góry i zachęcano, żeby się zapisał do partii. Wtedy mąż już nie dbając co będzie odpowiedział: „Ślubowałem Bogu i Ojczyźnie tylko raz i kiedy ojczyzna będzie potrzebować to pierwszy tam będę, a wy i wasze rodziny gdzie byliście jak Polska była w niewoli 150 lat i pod Niemcem. Mój ojciec walczył w Legionach a ja przeciw Niemcom – oglądnijcie się za sobą. Jeżeli mnie tu nie potrzebujecie to dajcie mnie i mojej rodzinie paszport to wyjedziemy, ale do partii się nie zapiszę”. I wyszedł.

 Od tego czasu skończyły się wezwania, ale zaczęły się rewizje w domu, podsłuchiwanie pod oknami itd. Moja córka Lila będąc jeszcze w szkole podstawowej wylała wodę z miednicy na milicjanta, który stał pod oknem kuchni i nie słyszał, jak otworzyła drzwi z korytarza na pole. Widocznie się przestraszył i zaczął uciekać w stronę bramki w ogrodzeniu i wleciał prosto w wodę, której się prawdopodobnie nie spodziewał. Na jednej z ze świątecznych choinek w GS wsypano coś mojemu mężowi do alkoholu, co bardzo przechorował. Były inne różne podejrzane sytuacje, o których nie będę mówić, bo to tylko podejrzenia, a opiszę sytuację, która zdruzgotała naszą rodzinę.

W 1966 roku, kiedy Polska obchodziła 1000 lecie Chrztu Chrześcijańskiego obraz Matki Boskiej był w naszym domu. W czasie modlitw powierzyłam publicznie naszego syna Janusza Jej opiece. Tydzień po tym kończył się rok szkolny. Nasz syn uczęszczał do Technikum Mechanicznego w Tarnowie. W ostatnim dniu zajęć szkolnych poszedł kupić bilet na autobus z Tarnowa do Bolesławia, ale otrzymał odpowiedź, że wszystkie bilety są już wysprzedane. Mając do dyspozycji wolny czas do następnego dnia poszedł z kolegami na rzekę Białą żeby się wykąpać.

Koledzy, którzy odpłynęli trochę dalej usłyszeli wołanie od jakiegoś mężczyzny, który stał na brzegu i który przedtem rozmawiał z naszym synem i mówił im „wasz kolega leży w wodzie” Natychmiast dopłynęli i dobiegli do naszego syna, który leżał w wodzie, która jemu i im była tylko do kolan. Jak go wyciągnęli z wody Janusz już nie dawał znaku życia. Pomiędzy tym człowiekiem a kolegami syna, jak opowiadali, wybuchła awantura, gdyż ten człowiek miał rower, ale go nie dał, gdy go prosili o to, bo będzie szybciej dojechać po pomoc. Jeden z kolegów pobiegł do pogotowia w Tarnowie prosząc o pomoc. Kiedy ambulans przyjechał okazało się, że Janusz nie żyje, ale nie ma w nim wody. Miał tylko czerwoną pręgę po prawej stronie szyi, która dosłownie zrobiła się czarna, jak leżał w trumnie.

Milicja w Bolesławiu wiedziała o śmierci naszego syna około 1-szej czy drugiej godziny po południu, ale zawiadomiła nas o 2-giej w nocy bijąc do okna budząc nas ze snu z taka wiadomością i nie udzielając nam żadnej pomocy. Mąż ledwo dał rady mnie dowlec do ośrodka zdrowia, gdzie poszliśmy po pomoc, gdyż miejscowy lekarz Wawrzynek miał telefon i auto. Tylko można spekulować, dlaczego o tej porze i dlaczego pomoc nie została udzielona - czy może, aby spowodować atak serca u mojego męża. Nikt się tego nie dowie. Nasza córka Lila była wtedy w Krakowie, gdzie uczęszczała do Medyczno-Pielęgniarskiej szkoły i jej rok szkolny kończył się dzień później niż naszego syna. Wysłaliśmy 2 telegramy. Żaden nie doszedł. Przyjechała na telefon męża do Ginekologicznego Szpitala na ulicy Kopernika, który był zaraz przy szkole i internacie córki. Portier osobiście doręczył jej ustną wiadomość…

Po pogrzebie pojechałam do mieszkania tego człowieka, który był nad rzeką, bo myślałam, że on ratował syna, ale go nie zastałam. W domu byli tylko jego synowie jeden 15 lat, drugi 18. Byli bardzo zdziwieni, że ich ojciec był nad rzeką Biała w Tarnowie, kiedy on miał być wtedy w pracy w Odporyszowie, gdzie był kierownikiem przy wydobywaniu piasku.

W czasie naszej inwestygacji dowiedzieliśmy się od Janusza kolegów, że ten osobnik nie tylko, że nie udzielił naszemu synowi żadnej pomocy, ale również odmówił kolegom syna roweru, który miał przy sobie. Koledzy powiedzieli nam, że nawet wybuchła o to pomiędzy nimi, a tym człowiekiem scysja I juz go wtedy podejrzewali..

Poszliśmy z mężem do prokuratora i opowiedzieliśmy, co wiemy. Prokurator powiedział nam wprost, „Jestem tak jak pan akowcem I niech to między nami zostanie, ale przestańcie robić dochodzenia na własną rękę, bo możecie sami zginąć. Bardzo wam współczuję, ale jest taki system i ciężko uczciwym ludziom w nim żyć”.

Lekarz pogotowia chciała zeznawać, że ona się nie zgadza z rozpoznaniem utopienia, bo brak wody w ciele, brak medycznych problemów i ciemna pręga na szyi po prawej stronie wskazują na co innego, ale mój mąż podejrzewając coś przestrzegł lekarkę, żeby tego nie zeznawała, gdyż jego syn nie wróci, a ona może mieć masę problemów.

W czasie inwestigacji okazało się, że ten człowiek był kiedyś wojskowym i znał 4 języki, Dlaczego pracował przy wydobywaniu piasku i dlaczego był nad Białą zamiast w pracy w Odporyszowie, do dziś, nie wiadomo. Śmierć naszego syna została uznana za wypadek utopienia.

Źródło: Wspomnienia Zofii Świerzb z domu Misiaszek, spisane przez córkę Alicję Morawiec w maju 2005 r.

Od autora:

Oprawcy z tamtych lat byli w wolnej Polsce klasą uprzywilejowaną, pobierali wysokie służbowe emerytury i cieszyli się szacunkiem społecznym. Ich ofiary, jeśli nie leżeli w mogiłach, klepali biedę narażone na pogardę, jaką ci zbrodniarze zwykli okazywać ludziom słabszym od siebie. Niekiedy odwracała się od nich także ich rodzina, obwiniając za wszelkie niepowodzenia. W dalszej części wspomnień Z. Świerzb pisze:

W tym samym czasie moi rodzice którzy prowadzili restauracje I sklep masarski dostali 500 000 złotych domiaru ze nie tylko musieli zamknąć wszystko, ale również wszystko w ich domu zostało zarekwirowane do licytacji. W czasie rekwirowania ludzie którzy byli do tego przysłani byli bardzo obcesowi do tego stopnia ze nasza córka Lila, która mogła mieć 3 lata, i którą musiałam wziąć ze sobą do pomocy ojcu, który był wtedy sam w domu bo mama pojechała do Dąbrowy a mąż był w pracy tak się przestraszyła że później kiedykolwiek zobaczyła zielone brezentem kryty jeep uciekała z krzykiem chowając się gdzie mogła. Podczas rekwirowania zawartości domu kazali mojemu ojcu oddać zegarek, który był pamiątką po jego przyjacielu, który umierał przy nim w czasie pierwszej wojny światowej we Włoszech i który dał mu go na własność wraz z listem do jego rodziny. Na koniec jeden z nich kazał ojcu, który według ich rozkazu stal przy ścianie zdjąć spodnie, bo wydawały się mu za dobre. Nie namyślając się zaczęłam na niego krzyczeć ile sil w płucach i zostawił mojego ojca w spokoju wspominała Zofia Świerzb.

I dalej:

 Jednego dnia brakło mi cukru, bez którego dziecko odrzucało butelkę z pokarmem I nie chciało jeść. Ośmieliłam się iść po cukier do mamy. Widząc otwarte okno w kuchni podeszłam do tego okna i mówię do mamy, która stała przy stole który był przy samym oknie żeby mi dala, albo pożyczyła cukru. Nie tylko że mi nie dala, ale zaczęła krzyczeć, że mój mąż  jego polityka jest powodem że ich zniszczyli. Moi rodzice zupełnie nie rozumieli nowego systemu..

2.

Wykaz zweryfikowanych członków KZHP – PSP

1.       Szpak Roman, ps. „Sęk”, „Szczery”, „Pistolet”, „Antek Cwaniak”, „Młody Las”;

2.       Zawiślak Władysław, ps. „Traugutt”, „Wrzos”, „Boj”, „Wierny Boj”, „Izydor”;

3.       Fido Bronisław, ps. „Mściciel”, „Mściwój”;

4.       Golonka Marian, ps. „Dan”, „Wesoły Chłopak”, „Guśly Ryś”;

5.       Jaworski Eugeniusz, ps. „Gwiazda”;

6.       Golonka Józefa, ps. „Justyna”;

7.       Paleń Władysław, ps. „Mik”;

8.       Golonka Henryk, ps. „Kruk”;

9.       Ciepiela Ryszard, ps. „Wilk”;

10.    Jaworski Józef, ps. „Strzelec”, „Grzmot”;

11.    Kędziora Kazimierz, ps. „Marynarz”, „Alaska Jim”;

12.    Zawiślak Mieczysław, ps. „Tygrys”, „Pantera”;

13.    Pytka Józef, ps. „Babinicz”, „Podstępny Jun”;

14.    Dorosz Jan, ps. „Bohun”, „Mruk”;

15.    Gunia Tadeusz, ps. „Powolny”, „Tom Mix";

16.    Lauer Wojciech, ps. „Lord”;

17.    Szlakiewicz Zdzisław, ps. „Zdzich”;

18.    Świątek Edward, ps. „Orle”, „Młode Orle”;

19.    Trybowski Ignacy, ps. „Błyskawica”, „Nemo”;

20.    Zawiślak Adam, ps. „Mały”, „Lis”;

21.    Kochanek Józef, ps. „Józek”;

22.    Domaradzki Władysław, ps. „Michał”, „Wieczny”;

23.    Stark Mieczysław, ps. „Silny”;

24.    Stano Andrzej, ps. „Biegły”;

25.    Stano Tadeusz;

26.    Wszoła Mieczysław;

27.    Wieczorek Czesław, ps. „Szabelka”;

28.    Żelazowski Ryszard;

29.    Borzęcki Jan;

30.    Walusiak Józef;

31.    Ziętara Mieczysław, ps. „Zawisza”, „Zawisza Czarny”;

32.    Ziętara Władysław, ps. „Marek”;

33.    Gabiga Kazimierz, ps. „Czarny”;

34.    Łączyński Jan, ps. „Janek”;

35.    Brożek Władysław;

36.    Czabaj Tadeusz;

37.    Noga Józef;

38.    Kozaczka Teofil;

39.    Kościuk Stanisław, ps. „Six”;

40.    Tokarz Stefan, ps. „Tost”.

Źródło: W. Zawiślak, Konspiracyjny Związek Harcerstwa Polskiego. Polska Straż Przednia 1945 -1949, Opracowanie dostępne w Internecie na stronie https://docplayer.pl/9393076-Konspiracyjny-zwiazek-harcerstwa-polskiego-p-o-l-s-k-a-s-t-r-a-z-p-r-z-e-d-n-i-a-1945-1949.html, dostęp: 28 VII 2019.

 

3.

Sędziowie Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie wydali 397 wyroków śmierci. Niemal połowę z nich wykonano. Z punktu widzenia propagandowego najistotniejsze znaczenie miało jednak wymieszanie spraw politycznych z kryminalnymi, dzięki czemu możliwa stawała się kompromitacja działaczy niepodległościowych. Przedstawiano ich w wyrokach sądowych oraz w towarzyszących procesom kampaniach prasowych jako pospolitych przestępców. Oddziały partyzanckie nazywano„bandami”, placówki – „kryjówkami bandyckimi” lub „melinami”, rozkazy organizacyjne – „poleceniami bandyckimi”… Skazany miał zostać skompromitowany i pohańbiony, miał wyjść z Sali sądowej jako kryminalista, pośród potupywania i obelżywych okrzyków komunistycznego aktywu partyjnego. pułkowników. Najczęściej nie musieli nawet zastanawiać się, czego oczekiwałaby od nich w danej sprawie partia komunistyczna. Bowiem w ważniejszych procesach, a takimi były te, które kończyły się wyrokami śmierci, wysokość kary ustalano jeszcze przed rozprawą w gabinetach partyjnych – w Komitecie Centralnym lub Wojewódzkim. Informację o wysokości kary, jaka ma być w danej sprawie orzeczona, przekazywał sędziemu – szef WSR.

Poza torturami psychicznymi dzień w celi śmierci nie różnił się od tego spędzonego w normalnej celi. W więzieniu Montelupich w Krakowie cele przeznaczone dla skazanych na śmierć były kilkuosobowe, najczęściej dla dwu lub trzech skazańców. Harmonogram przewidywał stałe elementy w postaci porannego apelu, sprzątania celi, posiłków oraz apelu wieczornego. Oczekiwanie na wykonanie wyroku mogło przeciągnąć się nawet do kilkunastu tygodni. Według przepisów, przed egzekucją skazani powinni zostać umieszczeni w tzw. „poczekalni”, teren egzekucji miał zostać zabezpieczony, a o jej terminie powinni zostać poinformowani kapelan i lekarz więzienny. Nie zawsze jednak tak się działo. W Krakowie księża nie byli obecni przy wykonywaniu kar śmierci. W sprzeczności z przepisami Wojskowego Kodeksu Postępowania Karnego nie wykonywano jej tu przez rozstrzelanie, a przez zastrzelenie. Egzekucji dokonywał jeden funkcjonariusz „strzałem katyńskim” w tył głowy. Cele sowieckich i polskich komunistów były tożsame, nie zmieniano także metod prowadzących do ich osiągnięcia…

Źródło: Skazani na karę śmierci  przez Wojskowy sad Rejonowy w Krakowie w latach 1946-1955, Kraków 2008

4.

Autorka książki „Postawcie mi krzyż brzozowy. Prawda o ks. Władysławie Gurgaczu”, poświęconej tragicznym losom kapelana Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej działającego wśród partyzantów, Danuta Suchorowska – Śliwińska, zamieszcza wywiad z ks. Wojciechem Zygmuntem, w którym przedstawia on historię swojego aresztowania, ucieczki i pobytu w więzieniu we Wronkach.

Tzw. proces kurii krakowskiej przed WSR w Krakowie, 21-26 I 1953 r. [WSR Kr.]

Od razu wzięto mnie na śledztwo. Zwykła sceneria: światło w oczy i ich kilku, wrzeszczących jednocześnie. Zarzucali mi, że ukrywałem członka bandy i że byłem w kontakcie z „bandą Gurgacza", którą wspierałem materialnie. „Szarotka" zeznała im, że przyprowadziła do mnie ks. Gurgacza do spowiedzi. Ja im na to odpowiedziałem, że rzeczywiście przyprowadziła jakiegoś księdza, ale czy to był Gurgacz, ja nie wiem, bo go nie znam. Odmówić zaś spowiedzi księdzu nie miałem prawa. Nie dali wiary moim słowom i bardzo chcieli się dowiedzieć, o czym spowiadany przeze mnie ksiądz mówił. Wyśmiałem ich. Wtedy powiedzieli, że będzie konfrontacja z Ireną. Nie było. Pokazali mi ją tylko z daleka, żebym mógł ją rozpoznać. Pozostałem przy swojej wersji.

Po jakimś czasie zamknęli mnie w pojedynczej celi na parterze i dali dzbanek wody. Wewnętrzne drzwi tej celi, drewniane, nie były zamknięte, bo za nimi znajdowała się krata, a za kratą spacerował strażnik. Siedziałem tam i rozmyślałem, jakby tu wydostać się z matni. Było dobrze po północy, kiedy nieoczekiwanie znalazłem na podłodze gwóźdź i zaczą­łem ostrożnie (kiedy strażnik się oddalał) manipulować koło zamknięcia kraty. Jeden spust puścił, ale dalej szło jak po grudzie. Próbowałem, czy głowa mi się zmieści między kratami, ale nie mieściła się. Musiałem zrezygnować z dalszych wysiłków. Wieczorem następnego dnia znów wezwano mnie na przesłuchanie. Te same pytania i... propozycja: „Ksiądz może być zaraz wolny, tylko proszę się zobowiązać do współpracy z nami". Propozycja była absurdalna, ale z kpiną w głosie zapytałem, czego się ode mnie spodziewają.

- Ach, nic wielkiego. Będzie nas ksiądz informować, jakie nastroje panują wśród księży.

- Chcecie zrobić ze mnie Judasza? O, to się wam na pewno nie uda! - huknąłem z oburzeniem i zacisnąłem pięści. Chłop - wiadomo - jestem nie ułomek, wtedy jeszcze krzepę miałem niezłą, bo przecież sam gospodarowałem na roli, wykonywa­łem wszystkie najcięższe prace. Oni patrzyli na mnie z niena­wiścią, ale i z respektem jednocześnie i jeden z nich wycedził: „Jak ksiądz nie chce z nami po dobroci, to my zaczniem postępować inaczej...

Wrzucono mnie do najgłębiej położonej celi-ciemnicy na całe 14 (bez kilku godzin) dni. Z początku przeszkadzał mi niemożebny smród, jaki tam się roztaczał, ale powoli się przyzwy­czaiłem. Cała posadzka celi pokryta była ludzkimi ekskremen­tami, nie było jednego, choćby najmniejszego skrawka, na którym można by usiąść czy stanąć „na sucho". Miałem dużo czasu do rozmyślań.

Z początku spacerowałem lub opierałem się o lodowato zimną ścianę, potem nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a sen na stojąco - wyczerpywać. Trudno było utrzymać równowagę i nie upaść. Dwa razy dziennie otwierały się drzwi, wrzucano mi chleb i dawano trochę wody. Nie miałem ochoty jeść, te okropne warunki pozbawiały apetytu. Zastanawiałem się ciągle, na czym by tu można było usiąść, ale nadziei na znalezienie czegoś raczej nie było. W momencie wpuszczania mnie do środka strażnik bacznie omiótł podłogę latarką i wykopał ze środka jakąś małą puszeczkę po konser­wie. Ale w końcu, po kilku dniach, udało mi się znaleźć niewielką deseczkę. Była zbyt cienka, żeby mogła posłużyć za siedzenie, ale miałem przy sobie kilka nie zjedzonych, suchych kromek chleba i te kromki (wiedziałem, że Bóg mi wybaczy znieważenie darów Bożych...) podłożyłem pod nią. W ten sposób mogłem teraz względnie wygodnie wypocząć. Ale kiedy zasypiałem, budziły mnie przebiegające po nogach szczury. Wytrwałem jednak i nie dałem się „zgnoić"' ani w dosłownym, ani w przenośnym sensie. Pierwszą rundę mia­łem więc wygraną, do niczego się nie przyznałem, niczego nie mogli mi udowodnić.

Czternastego dnia otworzyły się drzwi karceru i dwóch ubeków z pepeszami poprowadziło mnie do więzienia. Postanowiłem mieć się tam na baczności przed kapusiami, których pewnie - tak przypuszczałem - podrzucą mi do celi. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyłem w środku grupę modlą­cych się ludzi. Dopiero gdy skończyli odmawianie różańca (tajemnice mieli wypisane na ścianie) zwrócili się do mnie i podjęli rozmowę. Zorientowałem się, że to sami porządni ludzie, z AK. Opowiedziałem im, jak mnie potraktowano i oświadczyłem, że za wszelką cenę będę się starał uciec. Na to jeden z nich, oficer AK, odezwał się w te słowa: „Musi ksiądz bardzo uważać, żeby nie zostawić po sobie trupa. Przy takiej krzepie wszystko może się zdarzyć. Nie radzę wyrywać im broni, tylko od razu tą silną łapą walić w ucho, żeby facet stracił przytomność. Tak będzie najlepiej".

I doczekałem się. Poprowadzili mnie znowu na śledztwo do budynku UB. Było ich trzech i kiedy znaleźliśmy się w środku, naraz patrzę - dwóch weszło do kancelarii, a po chwili ten trzeci, który został ze mną w korytarzu, też wchodzi do pokoju obok. W jednej sekundzie zorientowałem się, że to jest właśnie ta oczekiwana okazja i nie namyślając się ani chwili, rzuciłem pelerynę na poręcz schodów, przeżegnałem się, westchnąłem „Maryjo, prowadź" i zbiegłem po schodach w dół.

- Stój, stój - krzyknął na mój widok strażnik u wejścia, i złożył się do strzału.                                       

Pomny rady współtowarzyszy więziennych zamierzyłem się ciosem w ucho, ale przemachnąłem się, dostał w zęby i upadł — jak rażony piorunem. Skierowałem się od razu w stronę rzeki. Pomyślałem, że przepłynę Dunajec i umknę na drugi brzeg. Pobiegłem więc przez ogrody i to była moja zasadnicza pomyłka. Gdybym uciekał w ludne ulice, a był to właśnie targowy dzień, trudno byłoby im strzelać w tłum. A tak - byłem widoczny jak na dłoni. Drogą, którą biegłem, mało kto przechodził. Natrafiłem od razu na przeszkodę w postaci siatki z drutem kolczastym. Trudno było przeskoczyć, więc odgiąłem druty od dołu i przeczołgałem się na drugą stronę. Ale pogoń już była na moim tropie i zaczęła się strzelanina. Goniło mnie trzech ubeków i milicjanci. Chciałem dobiec do położonego tro­chę dalej wąwozu (znałem dobrze miasto), ale była tam brama, która mogła być zamknięta, więc zdecydowałem się uciekać na tory kolejowe. Zanim stoczyłem się w dół z pagórka, dostałem postrzał w głowę. Kule zresztą już od jakiegoś czasu świstały wokół mnie i podziurawiły mi marynarkę. Z początku jeszcze biegłem dalej, mimo że krew zalewała mi oczy, ale zrobiło mi się w pewnym momencie słabo i upadłem, już za torami, na ulicy między Dunajcem a przystankiem autobusowym.

Zobaczyłem jakiegoś cywila, który biegł mi naprzeciw i schylał się po kamienie. Zdążyłem ostatkiem sił dobiec i schwycić go za te ręce z kamieniami, ale znów osłabłem i po­czułem silne uderzenie w głowę nad uchem. Zemdlałem i już nie wiedziałem, że cała sfora goniących dopadła mnie, kopiąc i bijąc gdzie popadnie.

Ocknąłem się w łazience pod wodą, którą byłem obficie zlany. Przy mnie nie było nikogo. Usiadłem na brzegu wanny i ponieważ po chwili znów poczułem, że jestem bliski zemdle­nia - wsadziłem głowę pod wodę. Któryś z nich w tym momencie stanął w drzwiach i patrzył, co robię. Zbiegli się też inni i wszyscy śmiali się i dziwowali:

- O, patrzcie, wodę sobie na głowę leje. - Odwróciłem się do nich rozgorączkowany i wściekły, czułem jak ogarnia mnie furia, krzyknąłem do tego, który najbardziej się dziwował:

-  A chodź-no, bratku bliżej, to i tobie wody nie pożałuję! Odkrzyknął mi:

-  Leżeć tam spokojnie i nie mądrzyć się! Za mało widocznie dostałeś?! Po jakimś czasie kazali mi z łazienki wychodzić. Trzymali mnie na muszce, a był między nimi także rusek, enkawudzista, nieoficjalny szef. Któryś złośliwie podłożył mi pepeszę pod nogi, o mało się nie wywróciłem. Zlekceważyłem sprawcę i zwróciłem się do ruska ze stanowczym żądaniem, żeby ukrócił swojego podwładnego.

-  Wam nie karabiny dać, tytko kije i za kozami was puścić - krzyknąłem.

-  Poczekaj, my cię jeszcze tymi kijami dotłuczemy - odszczekał mi tamten.

- Jeszcze zobaczymy kto kogo – powiedziałem, nie posia­dając się z gniewu. Było mi wszystko jedno, co ze mną zrobią. Ucieczka się nie udała i byłem dalej w rękach zbrodniarzy, których widok w moim stanie krańcowego rozdrażnienia, potę­gowanego jeszcze kiepskim stanem fizycznym, wywoływał we mnie paroksyzmy szaleństwa.

Zawieziono mnie do milicyjnego ośrodka zdrowia, bo pielęgniarka, którą zawezwano do mnie, roztrzęsła się ze zdenerwowania.

-  Nie macie tutaj jakiegoś mężczyzny - zapytałem z gnie­wem - żeby mnie opatrzył? Niech pani lepiej idzie do domu, mnie nic nie będzie. Ale sami ubecy zorientowali się, że potrzebna mi jest natychmiastowa pomoc. Któryś z nich powiedział:

- Trzeba coś z księdzem zrobić, bo już cały Sącz krzyczy, żeśmy księdza zamordowali. Zjawił się więc lekarz, dał mi zastrzyk przeciwtężcowy i kamforę na serce i kazał jechać natychmiast do szpitala. Kiedy mnie wyprowadzali, śledczy ubek zapytał:

- Dlaczego ksiądz uciekał? - Ja, ciągle jeszcze w tym nerwo­wym podnieceniu, zawołałem:

- Podejdź bliżej, to ci powiem, dlaczego. - Wieźli mnie mili­cyjną suką, kilku ich było w środku. Dogadywali mi cały czas. Kiedy przejeżdżaliśmy koło kościoła i ja się przeżegnałem, ironizowali:

- O, żegna się, a pozabijałby nas, gdyby mógł. – Odpowiedziałem: Żegnam się, bo tak mnie nauczono w domu, a was widać nie miał kto nauczyć. - Wtedy ten, który w szoferce zajadał jabłko, obierając je nożem, rzucił w moim kierunku:

- Chętnie bym cię tym nożem zadźgał.

- Gówno sobie możesz dźgać, nie mnie! - Nie pozostawa­łem im dłużny.

W szpitalu chwilę czekaliśmy i wtedy zobaczyłem się w lu­strze, które tam wisiało w korytarzu. Wyglądałem strasznie, cały zakrwawiony, brudny i posiniaczony, w podartym ubra­niu. Wprowadzono mnie do sali operacyjnej i tam stanąłem przed obliczem szefowej szpitala, doktor Stuchłowej. Zobaczywszy mnie wykrzyknęła:

-   Ach, to ksiądz z Żegiestowa! Co się stało?

- Była zaszokowana. Obok niej stała siostra zakonna, pielęg­niarka. Posadziły mnie na stole zabiegowym, a ubeków wypro­siły za drzwi. Poszli posłusznie, a mnie przyszło do głowy, żeby spróbować ponownie ucieczki. Nie zdawałem sobie spra­wy ze swojego stanu, wciąż trzymałem się napiętymi do ostateczności nerwami i gorączkowym podnieceniem.

- Siostro - powiedziałem cicho - niech siostra otworzy okno. Spojrzała na mnie ze strachem i... nie spełniła mojej prośby. Widać uznała ją za szaloną, z pewnością bała się także o siebie. Nie mogłem mieć o to żalu. Zresztą zacząłem już nie widzieć na jedno oko, a potem musiałem siedzieć spokojnie, kiedy zaszywano mi ranę na głowie i opatrywano inne. Kiedy skoń­czyły ze mną, ubecy wpakowali się do środka i chcieli mnie zabrać. Ale pani doktor postawiła się im stanowczo.

- Ja odpowiadam za jego życie - powiedziała. - Jego stan jest bardzo zły, zaczął się już niedowład jednej ręki, poza tym nie wiadomo, co z okiem. Dzwońcie do swoich szefów i po­wiedzcie, że ksiądz co najmniej przez dwa tygodnie poleży w szpitalu.

I zadzwonili. Pozwolono mi zostać w szpitalu, ale pilnowano mię dobrze. Na noszach zaniesiono mnie do sali na II piętrze i położono na łóżku. (...)

Adwokat okazał się zupełnie do niczego, nawet na rozprawę się spóźnił. A potem bronił mnie tak, jakby zarzuty przeciwko mnie były słuszne i prosił sąd o łagodny wymiar kary. Jaka kara i za jaką winę?! Poprosiłem tzw. Wysoki Sąd, żeby go odwołał, bo ja sobie nie życzę takiego obrońcy, sam się będę bronił. Miałem takie prawo, przysługiwało mi. Przewodniczący sądu, po przerwie dla zastanowienia się, wyraził zgodę. Adwokat dziwił się i gorszył wielce.

- Co ksiądz wyrabia? - udawał święte oburzenie. - Ksiądz przykłada sobie nóż do gardła.

Ale ja byłem nieprzejednany, nie mogłem godzić się na te sądowe mistyfikacje: Okaż skruchę, przyznaj się, a zostaniesz wypuszczony. Żeby to chociaż była prawda! Iluż podsądnych uczestniczących w sądowych farsach,- grających narzucone im role - przekonało się o tym poniewczasie. Nie dawałem sobą manipulować. Oskarżenie „Szarotki" (Mstalskiej), wymuszone w śledztwie (chciała je potem odwoływać w sądzie), nie było żadnym dowodem przeciwko mnie. Jedynym, który mógł po­wiedzieć prawdę o mnie, że nie byłem „w bandzie" - był ks. Gurgacz. I oni mi nieraz grozili: „Poczekaj, aż go złapiemy, wtedy wyjdzie szydło z worka". I nie wyszło. Kiedy się potem dowiedziałem, że go złapali, powiedziałem:

- No, to teraz mnie wypuścicie.

Śmiali się, ale o żadnej konfrontacji nie było mowy. Zresztą chyba sami nie wierzyli w to, że mogli ks. Gurgacza do czego­kolwiek zmusić! I tak - mimo że nie mieli żadnych dowodów skazali mnie na sześć lat. Za przechowywanie członka bandy - 5 lat, l rok za broń (te łuski!) i 2 lata za ucieczkę. Łącznie dali 6 lat. Gdyby dali bowiem 5, mogłaby mnie objąć amnestia... Do przechowywania nie przyznałem się, sprawę z „bronią" wy­śmiałem, a w sprawie ucieczki powiedziałem, że po czymś takim jak gnojenie mnie przez 2 tygodnie, każdy by próbował ucieczki, jeżeli by tylko mógł!

W więzieniu we Wronkach, gdzie się znalazłem, starano się za moją „zuchwałość" specjalnie dać mi w kość. Poszła za mną opinia tego, co to „ubowcom zęby wybija" i każdy funkcjona­riusz uważał się za upoważnionego do prawienia mi morałów z tzw. punktu widzenia etyki katolickiej. „Przecież wasz Chrystus nauczał, że kiedy biją w jeden policzek, trzeba nadstawić drugi. A wy co robicie?" Odpowiadałem im wtedy, że były sytuacje, kiedy Chrystus przestawał być pokornym jagnięciem; opowiadałem o scenie w świątyni z przekupniami, których łoił, aż wióry leciały.

- Ja jestem osobą duchowną - mówiłem - czymś w rodzaju ojca dla was, którzy w większości zostaliście ochrzczeni na tej ziemi. Czy maltretowany ojciec ma na to pozwalać swoim synom?

Robiłem więc, co mogłem, ale w więziennych warunkach niewiele mogłem. Siedziałem przeszło 28 miesięcy w pojedynkach, o mało nie zwariowałem. Kiedy znalazłem się już w normalnej celi, mój wygląd przeraził współwięźniów. W pojedynce, oprócz dojmującej samotności, miałem jeszcze dodatkowe „przyjemności": co drugi dzień wlewano mi do celi po 10 wiader wody. Musiałem gołymi rękami zbierać tę wodę do wiadra, żeby uniknąć stania w niej po kostki. Puchły mi nogi. Tylko żelazne zdrowie pozwoliło mi to wszystko znieść. Pewnego razu strażnik z udanym współczuciem, kręcąc głową, zwrócił się do mnie:

-  Oj, coś mi dzisiaj źle wyglądacie.

- Oj, Serwata, Serwata - zacząłem ja z kolei kiwać głową, jakby z ubolewaniem - wy się dziwicie, że źle wyglądam. A przecież to wy już dwa tygodnie dyżurujecie noc w noc i w ogóle nie dajecie mi spać. Walicie tym swoim kopytem w drzwi, aż pluskwy lecą, świecicie światło i znów walicie kopytem. Święty by stracił cierpliwość. A w dzień też nie dajecie spać. Jak więc chcecie, żebym wyglądał? Kwitnąco? Oj, Serwata, Serwata, ja was nie mam zamiaru straszyć Sądem Bożym, ale przypominam wam, że jestem księdzem i wasza żona, która z pewnością chodzi do kościoła, dowie się kiedyś, że tak maltretowaliście duchowną osobę. A teraz zapamiętaj sobie: jeżeli jeszcze raz kopniesz w drzwi, to ja już nie będę odpowiadał za siebie i ten twój kudłaty łeb o ścianę ci rozwalę, nie patrząc na to, co się ze mną potem stanie. Już mi życie obrzydło i dłużej tego nie wytrzymam!

Innym razem huknąłem na strażnika tak, że on ze strachu aż przysiadł, ale potem zemścił się na mnie. Tym razem, jednak - maltretowany - zniosłem to z pokorą chrześcijańską, dziękując Bogu, że mi pozwolił opanować temperament.

Po procesie moi przyjaciele nie zasypiali gruszek w popiele, szczególnie obecny bp Albin Małysiak. Razem z nim ratowaliś­my w czasie wojny żydowskie rodziny w Szczawnicy. On teraz odszukał córkę jednej z uratowanych przez nas osób, wpływo­wą politycznie (szukał jej po całej Polsce) i razem z nią pojechał do Warszawy, do Najwyższego Sądu Wojskowego. Tłumaczyli tam działaczce, że za okupacyjną działalność to ja mogę dostać medal, ale za działalność w „bandzie" należy mi się więzienie. Ponieważ nalegała, zaglądnęli do moich akt i kiedy zobaczyli, że nic mi w sądzie nie udowodniono, wydali polecenie, że w ciągu dwóch tygodni mam być wolny. Ale wtedy nastąpiła istna burza wśród ubeków. Ponieważ o mnie i o tym „wybija­niu zębów” krążyły już całe legendy, do Warszawy zjechała delegacja UB z Nowego Sącza i Krakowa. Funkcjonariusze oświadczyli, że jeżeli ja zostanę wypuszczony, to oni nie będą pracować, bo na ich terenie i tak nie jest łatwo, a wtedy to już będzie nie do wytrzymania... I dopięli swego. Żeby jednak wywiązać się jakoś z obietnicy danej działaczce, przysłano mi do Wronek oficera, który jako warunek wypuszczenia mnie za­żądał ni mniej ni więcej, tylko podpisania współpracy z nimi.

- Co to, to nie - powiedziałem - Judaszem na pewno nie będę. - Wyśmiewał mnie: - Też mi bohater! Woli siedzieć tutaj i żreć buraki pastewne, podczas gdy biskupi zajadają szynkę... I zostałem we Wronkach wśród tych „atrakcji", które mi zgotowano. Nie zezwalano na żadne ulgi. Ciepła bielizna i sweter leżały w depozycie, a ja marzłem w mroźnej celi. Nabawiłem się reumatyzmu i dziczałem w samotności. Przez cały czas pobytu w więzieniu tylko raz pozwolono mi napisać podanie o coś, czego bym sobie życzył. Poprosiłem o brewiarz. Oddziałowy śmiał się wtedy do rozpuku.

- Zamiast prosić o ciepły koc czy sweter, wy prosicie o brewiarz? Chyba zwariowaliście! Ale ja swoje wiedziałem, brewiarz potrzebny mi był właśnie po to, żeby nie zwariować.

Po zawarciu porozumienia między rządem i Kościołem w 1950 roku zrobiło się odrobinę lżej, chociażby przez to, że pozwolono mi na siedzenie z innymi księżmi. Kiedyś udało mi się dostać skrawek jakiejś gazety, w której był tekst Porozumie­nia. Nauczyłem się na pamięć interesujących mnie paragrafów i bardzo mi się to przydało. Walczyłem bowiem dalej jak lew o to, żeby szanowano we mnie osobę duchowną.

Pewnego razu stałem w kolejce po przysłaną mi paczkę, w której były komunikanty i wino mszalne. Oddziałowy, podając mi paczkę, z obleśnym, ohydnym uśmieszkiem zaczął mówić, co by zrobił z jej zawartością. We mnie jakby piorun strzelił. Spojrzałem na stojących obok mnie młodych akowców, Roberta Markosza i Adama Legutkę, i huknąłem:

- Baczność! - Oni odruchowo wyprężyli się jak struny, oddziałowy osłupiał, a ja powiedziałem dobitnie:

- Biorę was na świadków, że ten oto człowiek, bluźniąc ohydnie, popełnia przestępstwo z art. 55 Porozumienia. Arty­kuł ten głosi, że za pogwałcenie wolności sumienia i uczuć reli­gijnych grozi kara od 3 do 5 lat więzienia. Ten pan będzie się z tego tłumaczył przed prokuratorem, a wy będziecie świadkami... Przestraszyłem faceta nie na żarty, zaczął mnie przepra­szać. A - nawiasem mówiąc - zdarzył się potem wypadek, że któryś z ubeków dostał 3 lata za bluźnierstwa. Mówił mi o tym ks. Stępień z ATK, z którym się w więzieniu przyjaźniłem.

W końcu okazało się, że mimo całej mojej więziennej niedoli miałem także trochę szczęścia. Wyszedłem ostatecznie rok wcześniej […].

Źródło: D. Suchorowska, Postawcie mi krzyż brzozowy, Kraków 1999.

5.

Areszt UB we Wrocławiu, ul. Podwale, jesień 1950, zima i wiosna 1951.

Pole tekstowe:  
Władysław Kabat [Wikipedia]
W kącie pokoju nr 17, pomiędzy ścianą z żelazną szafą stoję w postawie na baczność. Co osiem godzin dwóch oprawców zmienia się i przesłuchuje mnie bez przerwy. W przypadku, gdy się poruszą biją moją głową o ścianę, kopią po kostkach i w golenie. Celem lepszej kontroli nakreślają kredą trójkąt wokół moich stóp i mówią: „uważaj i stój spokojnie, bo jeśli nadepniesz na krechę, to cię tu zaraz szlag trafi”. Ten, który kreślił trójkąt, może mieć najwyżej 18 lat. I tak mija sześć dób, lecz jedzenia, bez picia, wśród ustawicznych obelg i drwin. Mimo próśb i błagań nie pozwolą pójść do ubikacji i nie podadzą szklanki wody. Nogi spuchnięte co bioder robią się zimne i twarde jak kamień. Po nogach płynie mocz i krwawy śluz z popękanej skóry. Pragnienie dokucza, a oprawcy pochłaniają tymczasem różne frykasy, zapijając je piwem i mówią: „jak będziesz grzeczny i będziesz mówił prawdę, dostaniesz pić i jeść, a nie – to w tym kącie zdechniesz”. Pokój ten odwiedzają liczni goście. Słychać język rosyjski, przychodzą jacyś dygnitarze, bo oprawcy prężą się przed nimi jak struny. Sadystów tych bawi najwidoczniej cierpienie i męka bezbronnego człowieka. Od trzeciej doby opanowuje mnie wysoka gorączka, później zwidy i majaki i chęć samobójstwa. Trzy razy udało mi się zmylić czujność oprawców i wymknąć na korytarz, a nawet do sąsiedniego biura. Pochwyconego powtórnie zmasakrują, wiążą, oblewają zimną wodą, gdy paroksyzm buntu mija, stawiają znów jak uprzednio. Wreszcie przychodzi nieunikniony obłęd. Tracę poczucie rzeczywistości i wracam do celi nr 18B ze sztywnymi, poprzetrącanymi palcami dłoni, zupełnie niedołężny.

Na taki to kurs za moją rzetelną i ofiarną pracę wysłał mię „spółdzielca” Szuster, po czym czmychnął do Izraela, choć w Polsce było mu tak dobrze, a ja zostałem. W celi 18B bez żadnej pomocy liżę się z ran i urazów, schodzą mi paznokcie u palców prawej dłoni i skóra z nóg. Po kilku tygodniach zaczyna mi wracać poczucie rzeczywistości. Niezwłocznie na scenę wkraczają „kapusie”. Taki Miklasiewicz Tomasz, to wróg ustroju, że przy nim Anders czy Mikołajczyk to kompletne zero. On wie na pewno „kto zrobił Katyń i zamach na Rokossowskiego”. Teren przygraniczny, na którym pełniłem służbę w Ludowym Wojsku Polskim, i ludzi zna rzeczywiście dobrze. Nie wytrzymałem nerwowo, i powiedziałem, że szkoda ich trudu, bo wiem doskonale, że należą do ludzi, którzy bez mrugnięcia oka sprzedadzą nawet swojego brata za nędzną miskę zupy. Żałowałem tego później. Byłem słaby, chory i niedołężny. Prześladowano mnie i gnębiono na każdym kroku. Później, kiedy po następnej torturze wrzucono mnie do celi w zupełnym obłędzie, Miklaszewicz katował mnie i kneblował usta ręcznikiem ku wielkiemu uznaniu oddziałowych. Kto wie, czy i nie dlatego właśnie za 2 dni po incydencie z Miklasiewiczem znalazłem się w klatce tortur.

Niekończącymi się korytarzami, wśród gwizdków sygnałowych, bicia kluczami o żelazne bariery schodów do ściany, zawiodą mnie na IV piętro oddziału śledczego do pokoju nr 202, Stanąłem przed obliczem osobnika utykającego na nogę, w mundurze oficerskim w stopniu podporucznika, który uprzednio kierował „stójką”. „Siedzisz w celi wygodne, żresz chleb – skarbowy za darmo i smrodzisz”. Wskazuje na stos teczek z aktami i prawi: „Tu leżą akta twoich wspólników. Wszyscy śpiewają jak kanarki, tylko ty się stawiasz i udajesz niewiniątko. My i tak wszystko wiemy i nic ci twój głupi upór nie pomoże. Opowiadaj, że to swojej nielegalnej działalności w Odrodzonym Wojsku Polskim! Odparłem, że to wszystko nieprawda. Nacisnął guzik, wpadają rozprowadzający. „Zabrać go! Zaprowadzić wiecie gdzie, rozebrać go do jajek i pozostawić aż do odwołania”. Prowadzą mnie do podziemi i na korytarzu w pobliżu łaźni polecają się rozebrać i zdjąć buty. „Jesteś brudny jak świnia i musimy cię wykąpać, zanim pójdziesz do dalszego badania” – mówi. Gdy się rozbieram, otwierają drzwi po przeciwnej stronie korytarza i zanim orientuję się, co się dzieje, już leżę na posadzce betonowej klatki. Zatrzaskują się drzwi żelazne, potem drugie, drewniane, zapada ciemność. Jeszcze dziś słyszę ich zwierzęcy rechot zmieszany z hukiem zatrzaśniętych drzwi. Posadzka w klatce jest mokra, uformowana z chropowatego i ostrego gruzobetonu. Ściany wilgotne i zimne jak lód, a potworny zaduch wywołuje z miejsca nudności i wymioty. Zimno, przeciąg jakiś i bezradna straszliwa samotność. Dygoczę każdą tkanką ciała, biegiem wkoło jako szalony, odbijam się o mur i padam. Wstaję, ale za chwilę potworne dreszcze rzucają mnie ba posadzkę jak prąd elektryczny. Tracę przytomność i znowu odzyskuję. Chciałem się zabić, krzyczałem i biłem z rozpędu głową o drzwi żelazne. Wtedy otwierały się, padał cios lub kopniak i znowu odpoczywałem na betonie. Przyszła gorączka, zimne poty, brak sił i zupełna rezygnacja. Na trzeci dzień podano mi misce kawę. Ponieważ oślepiło mnie światło wetknięto mi miskę do rąk. Porwałem ją i przełknąłem 2 łyki, miska wypadła mi z rąk, rozległ się rechot „kalifaktorów” i trzask drzwi. Kawa była gorąca i oparzyłem sobie wargi, język, jamę ustną i gardło. Niedługo potem wywleczono mnie do łaźni, polecono umyć twarz i ręce, ubrano i zaprowadzono do pokoju nr 202. „Teraz pójdziesz do celi, zjesz obiad, zastanowisz się, a jak wrócisz, to pogadamy”.

Wróciłem do celi, umyłem ręce, twarz i nogi, przełknąłem z trudem kilka łyżek zupy, usiadłem na posadzce i zaraz usnąłem Po jakimś czasie poderwano mnie siłą i znów zaprowadzono do pokoju 202. Zacząłem zeznawać zacząłem krzyczeć i protestować. Przybiegł sam naczelnik wydziału służby śledczej i kazał mi „zamknąć ten parszywy pysk”. Uderzył mnie w twarz. Poszeptali coś między sobą, podpisali jakąś karteczkę i za chwilę znalazłem się w podziemiach przed swoją klatką. Dostałem szału, broniłem się wściekle, gryzłem i krzyczałem z całych sił. Nadbiegają oddziałowi, biją i kopią, a gdy upadłem wloką i przytrzaskują drzwiami moje nogi Za chwilę nagi i bosy leżę w ciemnicy na betonie. W wyniku silnej biegunki tytlam się w ekskrementach i moczu. Na drugi dzień zbito kluczami od celi, łamano mi zęby, bo wyłem jak pies z bólu. Nie pamiętam, w jaki sposób znalazłem się znowu w celi 18B. Potem przerzucano mnie do różnych cel. W końcu znalazłem się samotnie w małej celi, w której odwiedził mnie w nocy dwukrotnie sam naczelnik. Później przesłuchiwał mnie w nocy w swoim gabinecie. Dowiedziałem się wtedy, że „szpiegostwo w wojsku już go nie interesuje”. Obecnie chodzi o „zbrodnie natury kryminalnej popełnione z czasie okupacji”. Wyliczył mi ich całą litanię, z czego miało wynikać, że jestem……….. Nakaz aresztowania pokazano dopiero po torturach. Podpisał go mjr Filip Barski, prokurator Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu. Sankcja była podpisana in blanco!

Golgota wrocławska 1945-1956, oprac. K. Szwagrzyk, Wrocław 1995.

 

6.

Funkcjonariusze PUBP pochodzący z powiatu dębrowskiego

Ignacy Kiełbasa - s. Michała, ur. 25 X 1897 r. w Borkach.  Od 1931 r. związany z Komunistyczną Partią Polski, w 1935 r. skazany za działalność polityczną, odbył karę 2,5 roku w więzieniu w Tarnowie, potem pracował u siebie na roli. Od 3 II 1945 r. referent gminny w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego [PUBP] w Dąbrowie Tarnowskiej, od 19 VI 1945 r. z-ca kierownika, a w okresie 1 II 1946-4 III 1947 kierownik tego urzędu. W „Charakterystyce osobowej”, kierownik WUBP mjr Jan Bielec­ki, rekomendując go na to stanowisko napisał, 19 lutego 1946 r., że „jest to człowiek uczciwy, o bogatej przeszłości pracy politycznej, cieszący się poważaniem w powiecie. Ob. Kiełbasa, pomimo że mało energiczny i starszy już wiekiem człowiek, jednak w tej chwili jest jedyną kandydaturą, którą można wysunąć na stanowisko Kierowni­ka Urzędu w Dąbrowie Tarnowskiej”. Był chyba najbardziej ideowym szefem spośród wszystkich na terenie ziemi tarnowskiej, jednak brak zawodowego przygotowania, starszy wiek, prowadzenie gospodarstwa rolnego, utrudniało mu „wykonywanie obowiązków”. O rezygnacji z funkcji przesądziły anonimy z groźbami pod adresem jego i współpracowników. Nie ujawniając tego faktu, poprosił o zwolnienie. Decyzję motywował tym, że czuje się wyczerpany, gdyż jest też mocno zaangażowany w Radzie Powiatowej i w Wydziale Kontroli Społecznej. Oficjalnie został zwolniony z resortu w stopniu porucznika 22 kwietnia 1947 r.

Józef Pula - s. Józefa i Zofii z d. Żabka, ur. 23 stycznia 1904 r. w Zabrniu. Po wojnie wstąpił do PPR i został przyjęty do PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej od 1 lutego 1945 r. w charakterze oficera śledczego; od 1 września 1945 r., kierownik PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, od 1 lutego do 1 sierpnia 1946 r. w Brzesku. Ponieważ uważano, że w urzędzie panowały stosunki niemal familijne, a on wykorzystywał często swoje stanowisko dla celów prywatnych, gdyż miał liczną rodzinę i wielu znajomych, także w kręgach PSL, został zatrzymany i 12 grudnia 1946 r. wydalony z resortu pod zarzutem pijaństwa, nadużywania stanowiska oraz zaniedbywania obowiązków służbowych.

Jan Łachut - s. Sebastiana, ur. 25 XI 1907 r. Zastępca kierownika PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej od 8 II 1945 r., kierownik PUBP w Mielcu, z-ca kierownika WUBP w Krakowie, w dyspozycji MBP od 9 VIII 1945 r. z-ca kierownika Wydziału II w MBP, z-ca naczelników Wydziałów II, V, VIII w MBP, inspektor gabinetu Ministra BP od 10 III 1951, inspektor Departamentu IX i IV MBP, starszy oficer techniki operacyjnej Sekcji I Wydziału VI Biura MSW i Samo­dzielnego Działu Chemii w Zakładzie Techniki Specjalnej MSW. Zwolniony z resortu 30 kwietnia 1969 r. w stopniu majora.

Wojciech Pacanowski - s. Jana, ur. 8 marca 1910 r. w Żabnie. W 1934 r. przystąpił do KPP na terenie Tarnowa.. W 1938 r. organizował manifestację l-ma­jową w Żabnie. Od 1943 r. ukrywał się w okolicy Dąbrowy Tarnowskiej. W tym czasie rzekomo wstąpił do oddziału Armii Ludowej [AL.], w którym miał walczyć aż do końca wojny. Od 10 lutego 1945 r. referent gminny w PUBP Dąbrowa Tarnowska, potem z-ca kierownika PUBP, od kwietnia 1945 r. do 11 maja 1945 r. Od 12 ma­ja 1945 r. do 14 stycznia 1949 r. p.o. szefa PUBP w Mielcu; od 15 stycznia 1949 szef PUBP w Krośnie. Wydalony z pracy 15 lutego 1949 r. (po miesiącu) z równoczesnym skierowaniem sprawy do sądu. 13 października 1949 r. został wydalony z PZPR, a 15 listopada 1949 r. z resortu. Sąd Rejonowy w Rzeszowie 30 grudnia 1950 r. skazał go na 1 rok i 6 miesięcy więzienia za nadużycia służbowe. (Rzucał granaty do stawu z rybami, przywłaszczał sobie przedmioty zarekwirowane w czasie licznych rewizji, korzystał ze służbowego samochodu dla celów prywatnych itp.). Zwolniony został 25 lute­go 1951 r., ponieważ nie było do niego zastrzeżeń natury politycznej. 18 lipca 1951 r. podjął współpracę z UB w charakterze agenta-informatora, póź­niej rezydenta pod ps. „Andrzej”.  Z dnia 29 maja 1945 r. pochodzi sporządzony przez niego „Spis rodzin przywódców AK na terenie Dąbrowa Tarnowska”. Był jednym z najbardziej gorliwych tropicieli członków podziemia, a  także bezpośrednim sprawcą aresztowania i skrytobójczego zabójstwa uprowadzonego w nocy z 10 na 11 czerwca 1946 r. adiutanta Komendanta Obwodu AK „Drewniaki” w Dąbrowie, ppor. Eugeniusza Kotry  ps. „Leszek”, w lesie koło Radgoszczy. W późniejszych latach mieszkał w Krakowie i zapewne zabiegał o uznanie swych zasług w staraniu o emeryturę, gdyż „Notatka” kpt. SB St. Jędrzej­czyka z 23 stycznia 1975 r. podkreśla fakt, że „brał czynny udział w walkach z banda­mi i reakcyjnym podziemiem.

Rafał Tondryk- s. Aleksandra, ur. 15 października 1905 r. W PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej pracował jako referent od 1 lutego 1945 r. W czasie podróży służbowej z Mędrzechowa do Dąbrowy 2 czerwca 1945 r. zaginął, został zastrzelony przez miejscowe podziemie.

Alojzy Gadziała- s. Marcina, ur. 12 stycznia 1921 r., zm. 31 października 1986 r., z Lubasza. Przyjęty do służby w PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej w charakterze starszego referenta i zastępcy kierownika Sekcji Walki z Bandytyzmem. Od 4 maja 1945 r., skierowany na miesięczny kurs w Szkole Specjalnej przy WUBP w st. referent Sekcji 2 PUBP. Po kursie w WUBP został 31 grudnia 1945 r. z-cą kierownika PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej - karnie zdjęty z tegoż stanowiska rozkazem z 31 marca 1947 r. Od 1 stycznia 1946 r. st. referent PUBP w Dąbrowie Tarnowskiej, później funkcjonariusz w Chrzanowie, Miechowie, Wadowicach, Mielcu, Rzeszowie, został zwolniony z resortu w stopniu kapitana 28 II 1955 r. W 1966 r. posłał swego syna do Komunii św. w Dąbrowie Tarnowskiej, za co został wykluczony z PZPR. Chociaż był referentem, przesłuchiwani traktowali go jako okrutnego śledczego. Akta wielu aresztowanych znajomych i kolegów z Powiśla mówią o jego szczególnym okrucieństwie. On też osobiście postrzelił swojego szkolnego kolegę Ignacego Boducha co doprowadziło do jego ujęcia i śmierci. A. Gadziała jest współautorem rozdziału Kształtowanie się władzy ludowej w powiecie Dąbrowa Tarnowska w latach 1944­-1948 w monografii Dąbrowy Tarnowskiej, co świadczy jedynie małej wiarygodności publikacji.

Źródło: M. Żychowska, Represje komunistyczne w Tarnowskiem 1945-1956, T. III. Miasto i powiat Dąbrowa Tarnowska, Kraków 2016.

7.

Rodzaje represji stosowanych przez UBP

Pacyfikacje – operacje wojskowe mające na celu zastraszenie ludności (na zasadzie odpowiedzialności zbiorowej) – połączone najczęściej z niszczeniem zabudowań (paleniem, rozbieraniem), aresztowaniami i morderstwami – dokonywane przez KBW, 1. Armię WP oraz grupy operacyjne UB i MO.

Filtracje ludności – masowe aresztowania połączone z wstępnymi przesłuchaniami i torturami.

Domiary – niszczenie ekonomiczne osób związanych z działalnością niepodległościową polegające na nieuzasadnionym zwiększaniu obciążeń podatkowych, kontyngentowych.

Wysiedlenia – zmuszanie drogą administracyjną do opuszczenia dotychczasowych miejsc pobytu, połączone najczęściej z częściową konfiskatą pozostawionego mienia.

Zbrodnie sądowe – wyroki będące wynikiem sfingowanych procesów, w tym procesy pokazowe.

Publiczne egzekucje – będące wynikiem „pracy” sądów doraźnych.

Morderstwa na zlecenie – działania o charakterze pozaprawnym dokonywane przez agenturę, lub też samych funkcjonariuszy UB, MO, a także żołnierzy KBW i 1. Armii WP.

Tortury – przemoc fizyczna stosowana przez funkcjonariuszy UB, i innych pracowników, żołnierzy organów bezpieczeństwa państwa:

mała i duża konstytucja – bicie krótszym lub dłuższym prętem stalowym oblanym gumą,

robienie ptaka – więzień stoi na jednej nodze, z rękami wyciągniętymi do przodu, jeśli odpowiedź na pytanie jest zadowalająca śledczy pozwalał przerzucić ciężar ciała na drugą nogę,

zabawa w jazz – polegała na wygrywaniu na końcach palców nóg  przesłuchiwanego „konstytucją” i na rytmicznym nadeptywaniu jego stóp podkutymi butami,

wiązanie w kij – tzw. młócka po zakuciu rąk kajdankami do przodu, usadawia się przesłuchiwanego na podłodze, z podciągniętymi pod brodę kolanami. W szczelinę jaka powstawała między kolanami a łokciami wsuwało się kij od szczotki. Tak związanego przewracało się na plecy, obwiązywało głowę grubym

kocem, po czym okładało „konstytucjami”,

osadzanie na kołku – zmuszanie do siadania na nodze odwróconego taboretu połączone z koniecznością podrywania do góry nóg,

zawieszanie na kości ogonowej – dokonywano na brzegu biurka (nogi wyciągnięte oparte końcami obcasów o podłogę, ręce podniesione do góry, bicie po stawach),

jazda do Andersa – klęczenie na małym stołku ustawionym na krześle, ręce wyrzucone na boki, chwianie nazywano jazdą,

podkuwanie konia – bicie w pięty,

pompowanie rozumu z tyłka do głowy – przysiady głową do ściany – alias „dawanie na przeczyszczenie”,

przypalanie ogniem – przypalanie ogniem kącików oczu i warg,

podskubywanie gęsi – wyrywanie włosów,

wiatraczek – ciąganie przesłuchiwanego za włosy po gabinecie,

loczki – wyrywanie całych pukli włosów,

konwejer – wielogodzinne przesłuchania, połączone z trwającym często wiele dni całkowitym pozbawieniem snu,

tusz, zakopane – trzymanie nago w celi w zimie polewanie wodą przy otwartym oknie,

poziomka – wznoszenie wyprężonego ciała w oparciu o końce stóp i dłoni połączone z biciem,

myślenie – stójka na jednej nodze z głową wspartą na ręce podpartej kolanem drugiej nogi, pozostawanie przez dłuższy czas w pozycji skośnej z podparciem głowy o mur, a rękoma założonymi na plecach,

różne techniki bicia – prętami metalowymi obciągniętymi gumą lub skórą, nogami od krzesła, pięściami,

przypalanie palnikami, prądem,

topienie, wlewanie wody do nosa,

gwałty,

stójki – trwające do kilku dni.

Tortury psychiczne

naszepty – wielogodzinne powtarzanie kwestii dotyczących wyglądu/

zachowania przesłuchiwanego

obelgi – poniżanie zatrzymanych

Teoretycznie wszystko było w porządku

Z rozkazu ministra Bezpieczeństwa Publicznego Stanisława Radkiewicza nr 014 z 21 V 1954 r.

Służba w organach bezpieczeństwa publicznego na straży praw ludu pracującego dyktuje potrzebę zwiększenia wymogów moralnopolitycznych w stosunku do funkcjonariuszy naszego aparatu. Miano funkcjonariusza ludowych organów bezpieczeństwa ma prawo nosić tylko ten pracownik, którego cechuje głęboka świadomość polityczna, bezgraniczne oddanie dla sprawy i Partii, niezachwiana wiara w słuszność linii Partii, ideowość, ofiarność i wysoki stopień zdyscyplinowania

Rozkaz ministra Bezpieczeństwa Publicznego Stanisława Radkiewicza

z 23 IV 1951 r.

W sprawie zakazu bicia w śledztwie i innych form przemocy w stosunku do aresztowanych: „Uprzedzam kategorycznie, że w stosunku do winnych stosowania wobec aresztowanych niedopuszczalnych metod fizycznego gwałtu będą wyciągane jak najsurowsze konsekwencje karne

Źródło: Śladami zbrodni, Warszawa 2007.